
Wychodząc rano z domu wcale a wcale nie spodziewałem się tego, co nastąpiło za półtorej godziny. Dojazd do uczelni przebiegł zwyczajnie, bez przeszkód.
Schody zaczęły się, kiedy nieuprzejma pani z okienka (ciekawe czy na liście przed jej nazwiskiem widnieje mgr). Okej, wstępna procedura wyrabiania mojej karty bibliotecznej trwała w miarę szybko i mogłem już wypożyczać. To "już" niestety nie było takim
już już. Miałem zapisane książki, które chciałbym wypożyczyć, ale nie wystarczy zapytać panienki z okienka. Ugh, kazała iść do czytelni piętro wyżej, sprawdzić w katalogu bibliotecznym, czy są dostępne. A co na górze? Kolejka do komputera na długość 10 osób. Wpadłem na pomysł, żeby sygnatury spisać z komputera w sali komputerowej, bo tam przecież nie ma tłoku. Jest, mam sygnatury. Pędzę zadowolony do okienka i co słyszę? Dwie pozycje są na wydziale w... Bielsku-Białej, jedna tylko "w czytelni" a ostatnia w bibliotece katedry marketingu. Mina zrzedła... I tak wyszło na to, że muszę zamówić dokument na komputerze koło czytelni, do którego jest taka kolejka. Odstałem swoje, ale zalogować mi się nie udało a ułomkiem komputerowym nie jestem. Pewnie dlatego, że miałem kartę tymczasową. Poszedłem zatem poinformować o fakcie niemożności panią z dołu a ona mi na to, że mam iść po prostu do czytelni z "tą kartką". O Matyldo, jeszcze nie widziałem, żeby kobieta tak często zmieniała zdanie. W czytelni się udało, ale czas oczekiwania to 15-20 minut. Wykorzystałem go na podróż do katedry marketingu. Hmm, biblioteka samooobsługowa - jak miło. Na półce z numerkiem 67 pusto. Mimo to wręczam miłej (o! da się?) starszej pani moją karteczkę a ona przynosi mi książkę. Niemożliwe, żeby nagle się tam pojawiła... W każdym razie w końcu mam jedną pozycję a z budynku wychodzę jąkając się. W czytelni głównej czas się zatrzymał i 20 minut się wydłużyło. Zdecydowałem, że nie będę się tłoczył z motłochem i ruszyłem w stronę
Żabki. Zamknięta. Dwie kobiety nosiły skrzynki z piwem. Jest jeszcze
Ruch i pani z oczami, z których każde patrzy w swoją stronę. Przynajmniej nikt jej nie okradnie. Wracam do czytelni a tam... przerwa. Fak! Szczęście w nieszczęściu, za dwie minuty koniec, choć studenci twierdzą, że trzeba doliczyć pięć minut opoźnienia. Nie było tak źle i otrzymałem swoją książkę. W kserze 304A pani odmówiła skserowania całej i zasugerowała udanie się do dziekanatu. To tam się takimi rzeczami zajmują? Nieważne, książki w tej czy innej formie leżą na mojej półce i czekają na przerwę świąteczną, kiedy to będą mogły podzielić się ze mną swoją zawartością.
Taka przygoda akademicka. Krótka, dwugodzinna. Pewnie ktoś, kto bywa wcale nie jest zdziwiony czasem trwania, ale to był mój pierwszy raz. Pełen stresu, nerwów i potu na czole. Uff, to już za mną.
czyzby pierwsza z bohaterek, to blondwloso-niebieskopowieka dama z tipsami?
OdpowiedzUsuń'zaluj', ze nie wyrabiales sobie karty pod koniec pazdziernika.. 2h to sie w 15-osobowej kolejce stalo - najwyrazniej nikt z biblioteki nie mial wykladu z prof. Bieniokiem z zakresu zarzadzania czasem i systematyzacji procesow:)
Hehe... widzę, że każda biblioteka "studencka" oferuje podobne atrakcje ;) ...pozdrawiam wyczerpana po mojej dzisiejszej wycieczce do biblioteki W Opolu... wcale nie pierwszej a atrakcji jak zawsze niemało :P
OdpowiedzUsuńdzwonilem i sie nie dodzwonilem.
OdpowiedzUsuńwesołych :)
ja wole nie budzic:)
OdpowiedzUsuńjak juz bylo 'wesolych' to pozycze 'szczesliwych' i dodam 'rowniez dni w Nowym Roku';)
wszyyyystkim;p