
Samo wesele było bardzo udane. Może z wyjątkiem jednego ujka, którego wagon zbyt szybko się wykoleił. Jedzenie się przesypywało, nie było go aż gdzie stawiać. Na mój mały brzuszek przesyt. Musiałem opracować technikę wstawania od stołu i zmierzania ku parkietowi by któraś z cioć przypadkiem nie zaprosiła mnie do wspólnego tańca, gdyż mogłoby to się skończyć tragicznie dla jej stóp. I tak wystarczy, że wykonałem taniec kurczaka... Zdrowia, szczęścia, pomyślności. Przy okazji: nigdy nie dawajcie się wrobić, w żadne fotografowanie, kamerowanie, sprzątanie. Umkną Wam te najważniejsze momenty z tego jakże wyjątkowego dnia. Teoria "dwie na raz" nie ma w takich przypadach racji bytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz