wtorek, 18 listopada 2008

nie piłuj.

Dzisiaj rano obudził mnie sąsiad z dołu śpiewający jeszcze głośniej niż wspaniali wokaliści/wokalistki ukryci w jego znakomitym sprzęcie hi-fi (czyt. hi-fi). Generalnie nie mam nic przeciwko takim pobudkom, bo kiedyś w końcu trzeba się poderwać z pryka. Muzyka zawsze lepsza niż kłótnia syna z rodzicielami, bo i tak bywało. W dodatku zostałem zaskoczony poziomem wykształcenia lingwistycznego tegoż młodzieńca, nie boi się śpiewać w języku obcym. Gdy byłem młodszy też śpiewałem różne piosenki nagłos, tak, że sąsiedzi cierpieli. A skąd o tym wiem? Jedna pani kiedyś pochwaliła mój wokal, opowiadając mojej mamie, iż wykąpać w spokoju się nie może. Od tamtej pory nie śpiewam już tak głośno, bo o całkowitym zaprzestaniu śpiewu mowy tutaj być nie powinno. Nie ma się czego wstydzić, gdyż każdy kto mieszka w bloku ma na swoim koncie jakiś kompromitujący incydent. Ci z domków jednorodzinnych to nudziarze...
Z drugiej strony głównym tematem ma być ostrzeżenie przed oglądaniem piątej odsłony horroru Piła. Już czwarta cześć była gniotem pewnie za sprawą scenarzystów, którzy dają popis również w najnowszej opowieści o pułapkach Jigsawa. Od horroru oczekujemy strachu, takiego który trwa możliwie jak najdłużej (bez wywoływania śmiechu). W Pile V możemy odnaleźć inną definicję gatunku. Hej, zróbmy coś strasznego, co trwa półtorej minuty a później puścimy jakieś smuty z fedziami w roli głównej! Zabieg ten poczyniony został w celu uniknięcia pośmiewiska, jak sądzę. Te strachy nie budzą już takiej grozy jak kiedyś, większość akcji dzieje się w ciemnościach i zdjęcia wyglądają właściwie tak, że nic nie widać. "Gracze" rozwiązują zagadki w mgnieniu oka i w gruncie, rzeczy nie ma znaczenia, czy ktoś umrze czy nie - ani dla widza, ani dla rozwiązania się sceny. W tego typu filmach, trzeba widzieć, żeby się bać, ale widocznie reżyser miał inny punkt widzenia i chciał wypłynąć na ocean zwany "kinem ambitnym". Mnie ten zabieg kompletnie nie przypadł do gustu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz