13 listopada br. otrzymałem drogą mailową wiadomość od Akademii, że 19 listopada odbędzie się test kompetencji sprawdzający nasze kompetencje analityczne, matematyczne, kierunkowe i językowe. Brzmi fajnie, co? Niestety kiedy pani położyła przede mną karty pytań i odpowiedzi przez pierwsze pięć minut nie umiałem dojść do siebie i czytałem jedno pytanie w kółko. Później dotarło do mnie, że czas nagli i trzeba jakoś dobrnąć do końca a szczerze powiedziawszy nie było to takie proste. Pierwsze piętnaście pytań to była masakra. Same matematyczne i statystyczne dziadostwo. Niektóre zadania zaczynały się dosyć przyjemnie by potem nagle: sprawdź, czy dla podanego X równanie jest prawdziwe. sinα + cosα - tgα = 0 dla α=30˚. Dla mnie równanie nie do rozwiązania a z komórki, kalkulatora ani innych narzędzi nie mogliśmy korzystać. Później w części ekonomicznej pytano nas przedstawicielem jakiej szkoły był Karol Adamiecki. Co z tego, że to patron naszej szkoły? I tak nikt nie wiedział... Przynajmniej na koniec usłyszałem soczyste "dziękujemy" od pani pilnującej. Wyniki w środę.
Na szczęście na teście z Makroekonomii nie było już tak trudno. Zastanawiałem się tylko przy dwóch pytaniach i niestety jedno mi nie siadło. Ale 5,5 na 6 zdobyłem. Niezła byłaby siara gdyby ktoś na przykład odpowiedział tylko na cztery pytania i pani doktor nagłos wyczytałaby jego wynik - chyba by się spalił ze wstydu.
Kolejny test odbył się w autobusie. Troszkę się zmęczyłem rannym wstawaniem, więc w drodze powrotnej słuchałem już tylko empetrójki. Na jednym z przystanków wsiadły dwie dziewczyny, jedna z garbatym nosem w stylu jewish. Teoretycznie nie słyszałem co mówią, bo były w znacznej odległości. Jednak w pewnym momencie ta druga pyta się dziewczyny siedzącej koło mnie, czy ustąpi miejsca, bo koleżance zrobiło się słabo. Dziewczyna schodzi a... Żydówka siada. Rozbiera się i siedzi. Musiałem cały czas udawać, że nie wiem co się dzieje, choć posiadałem informacje, która najpewniej ulżyłaby jej cierpieniom. Wsadzenie głowy między nogi.Przyczyną omdleń jest niedostateczna ilość tlenu w mózgu. Zatem ściągnięcie swetra nie poprawia sytuacji a w zimnym autobusie może prowadzić do przeziębienia. Jednak nie mogłem nagle wyskoczyć z radą, bo jeśli nie zareagowałem na samym początku to później nie miałoby to sensu. Czułem skruchę tylko przez chwilę - do czasu aż zaczęły rozmawiać o chłopakach. Wtedy pewnie czuła się już dobrze. Takie perypetie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz