W sumie nie wiem - może już było. Ale skoro kolega Paweł mógł mieć jedna piosenkę nagraną nieskończoną ilość razy na jednej kasecie i słuchać tego w kółko to ja też mogę się powtórzyć.
czwartek, 30 kwietnia 2009
anka.
Pieśni mojego dzieciństwa puszczane ze magnetofonu Unitra podczas zabawy klockami Lego. I ten fenomen: zawsze wiedzieliśmy czyje są czyje.
W sumie nie wiem - może już było. Ale skoro kolega Paweł mógł mieć jedna piosenkę nagraną nieskończoną ilość razy na jednej kasecie i słuchać tego w kółko to ja też mogę się powtórzyć.
W sumie nie wiem - może już było. Ale skoro kolega Paweł mógł mieć jedna piosenkę nagraną nieskończoną ilość razy na jednej kasecie i słuchać tego w kółko to ja też mogę się powtórzyć.
wtorek, 28 kwietnia 2009
czemu tego nie usunąć.
Zajmując wolne miejsce siedzące w tramwaju, po mojej prawej stronie zauważyłem starszego mężczyznę z dziwną naroślą na czole. Składała się ona z jednej bulwy a do niej przyczepiona była kolejna, mniejsza. Razem mierzyły one z półtora centymetra i wyglądały jak czułek (taka jest liczba pojedyncza słowa czułki?) pszczoły lub innego owada. Wtem na następnym przystanku wsiadł innym pan z torbą na ramieniu i przeszedł koło mojego głównego bohatera. Tymczasem jego torba, która znajdowała się na wysokości narośli niebezpiecznie się do niej zbliżyła. Wtedy narodziło się moje pytanie: co by było, gdyby o czułek torba zahaczyła? Są dwie możliwości:
1. Torba z całym impetem uderza w czoło dziadka i odrąbuje narośl nie pozostawiając po niej śladu, lecz tylko niewielkie/obfite krwawienie. Dziadzia dziękuje swojemu wybawcy i cieszy się z faktu, że w końcu żona będzie mogła go bez obrzydzenia pocałować w łysą pałę.
2. Torba z całym impetem uderza w czoła dziadka, lecz narośl jest zbyt mocno zakorzeniona i torba ze zdwojoną siła od niej się odbiją i uderza w brzuch ciężarnej stojącej za facetem z teczką. Kobiecina z kolei dziękuje losowi, że nie będzie musiała rodzić bękarta.
Tak czy owak, obie wersje wydarzeń są równie prawdopodobne i zakończone happy endem. To się nazywa dobre słowo na wtorek.
1. Torba z całym impetem uderza w czoło dziadka i odrąbuje narośl nie pozostawiając po niej śladu, lecz tylko niewielkie/obfite krwawienie. Dziadzia dziękuje swojemu wybawcy i cieszy się z faktu, że w końcu żona będzie mogła go bez obrzydzenia pocałować w łysą pałę.
2. Torba z całym impetem uderza w czoła dziadka, lecz narośl jest zbyt mocno zakorzeniona i torba ze zdwojoną siła od niej się odbiją i uderza w brzuch ciężarnej stojącej za facetem z teczką. Kobiecina z kolei dziękuje losowi, że nie będzie musiała rodzić bękarta.
Tak czy owak, obie wersje wydarzeń są równie prawdopodobne i zakończone happy endem. To się nazywa dobre słowo na wtorek.
niedziela, 26 kwietnia 2009
ósemka.
czwartek, 23 kwietnia 2009
śniadania nie było.

niedziela, 19 kwietnia 2009
niezapomniane.

Samo wesele było bardzo udane. Może z wyjątkiem jednego ujka, którego wagon zbyt szybko się wykoleił. Jedzenie się przesypywało, nie było go aż gdzie stawiać. Na mój mały brzuszek przesyt. Musiałem opracować technikę wstawania od stołu i zmierzania ku parkietowi by któraś z cioć przypadkiem nie zaprosiła mnie do wspólnego tańca, gdyż mogłoby to się skończyć tragicznie dla jej stóp. I tak wystarczy, że wykonałem taniec kurczaka... Zdrowia, szczęścia, pomyślności. Przy okazji: nigdy nie dawajcie się wrobić, w żadne fotografowanie, kamerowanie, sprzątanie. Umkną Wam te najważniejsze momenty z tego jakże wyjątkowego dnia. Teoria "dwie na raz" nie ma w takich przypadach racji bytu.
niedziela, 12 kwietnia 2009
babcia?
Obuwie zalatuje chodakami (zwanymi również trepy), chociaż nie mają odkrytej pięty. Niepokój budzi również ich zdecydowanie odmienny rozmiar, który może wskazywać na gościec prawej stopy a więc jej powiększenie względem lewej.
Kolor spodni wskazuje, że są wykonane z teksasu, czyli jeansu. Krój wyprzedzał tamtejsze czasy, gdyż taki fason jest obecnie na czasie, prawda dziewczyny? Z drugiej strony brak jakiegokolwiek rozporka jest niepokojący i mógłby stwarzać problemy w przywdzianiem spodni. Sweter w stylu vintage. Poziomy pas na linii sutków może wskazywać na niskie ciśnienie krwi, co za tym idzie wieczne odczuwanie zimna a więc cykliczne stwardnienie brodawek, ale to już chyba będzie zbędna interpretacja tego elementu stroju. Ciemne końce rękawów mogą symbolizować mankiety, które z kolei optycznie skracają ramiona. Można zatem dopatrywać się kompleksu grabi. Żółte dłonie to z pewnością symptom problemów z wątrobą. Szkoda tylko, że zostały podkreślone zielonym kolorem lakieru do paznokci. Zęby... Ich kształtność przywodzi na myśl gibis, ale zaprzecza temu niekompletność uzębienia po stronie lewej. Dolny łuk dodatkowo wydaje się krwawić, choć nie zostało to wyostrzone kolorem czerwonym. Po braku nosa można wnosić problemy z przegrodą nosową i oddychaniem jedynie przez usta, zatem zbędny narząd został przez autora pominięty. Oczy pozostawię bez komentarza. Fryzura to najpewniej efekt trwałej ondulacji, czyli siano, inaczej włóczka. Komuś się z kimś kojarzy? Mi dalej nie. Ciekawe czy moja pani polonistka z liceum byłaby zadowolona z takiej analizy z małą nutką interpretacji. Być może kiedyś wezmę się za jakiś wiersz... Mam już nawet coś na oku.
sobota, 11 kwietnia 2009
r-acht.
Po obejrzeniu tego zdjęcia byłem przekonany, że muszę zobaczyć R8 na żywo, gdyż z pewnością jest to niezapomniane przeżycie. I udało się! Stałem na skrzyżowaniu Dudy-Gracza z Roździeńskiego. Ono nadjechało z lewej strony i zatrzymało się kilkanaście metrów przede mną i mogłem oglądać już tylko jego piękny tył. Niestety, trochę się zawiodłem, bo "mój" egzemplarz był srebrny i maska nie wydawała się być tak ogromna, jak ta ze zdjęcia. Może gdybym miał więcej czasu na dokładniejsze zbadanie jego obłości zmieniłbym zdaniem, aczkolwiek pewnie w rzeczywistości i tak wygląda lepiej niż na większości zdjęć. Sądzę też, że jakby był o 20 centymetrów dłuższy, proporcje były by lepsze. Przy okazji - Maybach w Krakowie zrobił na mnie większe wrażenie...
piątek, 10 kwietnia 2009
hoot!
To było niezłe. Rozpędziłem się do 58 km/h na zakręcie i zacząłem wyprzedzać Konia. Problem w tym, że zakręt zaczął się niebezpiecznie zacieśniać i hamowanie na piasku niewiele pomogło. Odpuściłem hamulce i z ogromnym impetem uderzyłem tylnym kołem w dwudziestocentymetrowy krawężnik. W ten czas obrażeń fizycznych nie doznałem, jedynie pęcherz się zrodził po 60 minutowym pchaniu roweru do domu. Przynajmniej było do kogo gębę otworzyć. W nagrodę wygraliśmy w piłkę, z liczniejszym składem.
Umyje mi ktoś auto?
Umyje mi ktoś auto?
czwartek, 9 kwietnia 2009
23.
O Jezuu, jakież to były piękne urodziny. Byłem poszkodowany jako kierowca i wypiłem tylko jeden kieliszek za zdrowie solenizanata, ale zabawa i tak była przednia. W 16% czuję się winny za spowodowanie tragedii w pokoju współlokatorki, w którym jak sądzę nie mieliśmy prawa się znaleźć, ale wszystko odbyło się za przyzwoleniem gospodarza imprezy. Wracając do sedna - jak to często bywa miejsc do siedzenia było mniej niż osób pragnących spocząc i trzeba było pilnować swojego. Ci z nałogiem nikotynowym niezbyt się pilnowali i podczas wycieczek do ogrodu zapominali o tej prawidłowości. Ja wykorzystując sposobność podsiadłem jednego z takich. On po powrocie zdesperowany usiadł/oparł się o stół, na którym stała wieża, laptop, kosmetyki nieobecnej, lusterko i kupa innych jej rzeczy, które z impetem runęły na ziemię wraz z podsiadniętym kolegą i całym blatem... Wolne od stresu umysły gości nieszczególnie przejęły się tym, co właśnie się stało. Mam nadzieje, że panna nie zorietuje się i Tomaszowi uda się wszystko w porę naprawić. Były jeszcze rozmowy o tym, kiedy kobieta powinna oddać mężczyźnie swoje ciało, by nie pomyślał, że jest łatwa; o sterczących sutkach właścicielki domu; o wykształceniu piłkarzy; roz*****ych szachach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)