piątek, 14 marca 2008

a jednak.


Powinny być żonkile, ale jak dotąd nie wyprodukowałem zdjęcia przedstawiającego te piękne kwiaty - czy to prawdziwe, czy sztuczne.
Żonkil, passe-partout ze Szwajcarii, serwetki żółte, kremowe i ciemnozielone. Spodki i filiżanki nie zawsze kupowane w komplecie. Nagła przerwa spowodowała, że jedynym posiłkiem była bułka, kinder pingui (wreszcie dorwałem ten upragniony batonik). Do tego jogurt do picia o smaku kawowym. Aż dziwne, że nie spowodowało to biegunki. Co prawda Polska jeszcze nie jest krajem Trzeciego Świata, ale rozpędzony mógłbym uderzyć w regał, który poruszony ogromną masą mą przewróciłby się zgniatając moją czaszkę. To wszystko przy zachowaniu zasad BHP. Uradowany podpisem, szwendając się, z nudów ogromnych po prostu wyszedłem. O ustalonej wcześniej godzinie oczywiście.
Efekt owczego pędu sprawia, że muszę go mieć a jednak wciąż dylemat, dylemat. Potrzebne aż tak bardzo? To wszystko wina mojego ulubionego Internetu. Dziękuje.

PS Upominaj się wciąż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz