środa, 30 grudnia 2009

szał mast szoł.

Lubisz tłok, ocieranie się, spędzanie w kolejkach 2x30 minut? Wybierz się do pierwszego lepszego centrum handlowego. Spotkasz tam na pęczki takich maniaków jak Ty! Możecie sobie tam robić burdel, bo przecież we własnej szafie nie wypada. Jeśli zapomnisz skąd wziąłeś ten sweter to się nie przejmuj. Rzuć go na stertę ze spodniami. Przesypuje się? Żaden problem. Przecież na podłodze jest miejsca pod dostatkiem. Jakieś inne atrakcje? Można poczuć się niewidocznym. Jeśli staniesz w miejscu, gdzie akurat wiszą najciekawsze szmaty, jednocześnie grodząc dostęp do nich, to dziewczyny, które i tak nic nie kupią podepczą cię tylko po to, żeby tych szmat dotknąć. Czyli ogólnie jest wesoło. Oczywiście dla tych, którzy lubią tego typu rozrywki. Może są jakieś obniżki, ale komu by się chciało szukać? Tak się zastanawiam: jak to możliwe, że w ciągu normalnego miesiąca (nazwijmy go zwykłym) w sklepach jest regularna liczba klientów. I nagle w okresie między Bożym Narodzeniem i Sylwestrem w marketach pojawia się tysiąc zombie, które chcąc kupić tylko jedną rzecz przychodzą akurat w ten czas, żeby oszczędzić te parę złotych. A ile to nerwów kosztuje? Ja myślę, że by się taki Tallahassee przydał...

czwartek, 24 grudnia 2009

122409

Dziadek Mietek (znany też jako Meniu) od kilku dni ma do przejścia zagwozdkę. Chce wygrać dużą kasę w konkursie (chyba) Amino. Musi tak zsumować liczby by dały pełną kwotę do wypłaty tj. 1000, 2000, 3000, itd., do 10000. Niestety pomimo zapisania obliczeniami całego kalendarza ni w ząb nie wychodzi. Brakuje jednego "ślipka", to znowu o dziesięć za dużo. A w reklamie wszystko tak pięknie wygląda... Wkładasz zupę do koszyka i już. Ten, kto nie spróbował niech żyje w nieświadomości. Ja, w tym wypadku jako człowiek oświecony (czytaj student), zapragnąłem wziąć udział w tej jakże trudnej łamigłówce, po części licząc na jakiś mały procent od ewentualnej wygranej. Pomimo wielu prób i prawie godzinie spędzonej na obliczeniach nie znalazłem prawidłowego rozwiązania, choć cały czas wierze, że ono tam gdzieś jest - zapisane na kartach historii. A czemu o tym piszę akurat teraz? Chciałem przedstawić jeden ze sposobów na spędzenie wolnej chwili w oczekiwaniu na Wigilijną kolację przy świecy. Może komuś się przyda w przyszłym roku. Aha - my z dziadkiem jesteśmy na czasie jeśli chodzi o modę i oboje przywdzialiśmy kolor electric blue. Żeby nie było.
Dziś dostałem tyle esemesów, że głowa mała. W ciągu ostatniego kwartału tylu nie odebrałem. Nawet od osób z którymi mam kontakt... żaden? Bardzo ciekawie ludzie się zachowują tym świątecznym okresie. I cóż tu począć... Odpisać - nie odpisać? Ja z własnej woli raczej nie jestem skory do klecenia tekstów typu "wesołych, spokojnych", ale jak już ktoś się wysilił i do mnie piękne życzenia wysłał to sądzę, że w dobrym tonie jest na nie odpisać w jakikolwiek sposób. Tak też zrobiłem. Zatem siedzącej Pasterki.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

o ptakach.

Ulubione pytanie wszystkich nauczycieli (i uczniów) brzmi: "co miał na myśli poeta?". Ja także mam swoje wspomnienia z tym jakże kluczowym pytaniem ludzkości. W podstawówce/gimnazjum tego typu problemy nie dawały się zbytnio we znaki, pamiętam tylko dłuższe utwory literackie. Natomiast w liceum to ho, ho... Język polski, przysypanie w pierwszej ławce o ósmej rano i nagle, jak grom z jasnego nieba, pada osobista prośba o doszczętna interpretację wiersza. Dopiero wtedy świtała mi myśl, żeby spojrzeć w tekst. Oczywiście było to bezcelowe, bo i tak za cholerę nie miałem pojęcia czym kierował się autor, o czym myślał pisząc te farmazony. Temperatura mojego mózgu (nawet tej półkuli, która do tego typu działań nie jest potrzebna) sięgała zenitu i próba wykrztuszenia choćby analizy (kto by tam myślał o interpretacji) kończyła się zawsze głośnym "Nie! Źle." wylatującym płynnie z ust nauczycielki. Później w klasie panowała dziwna atmosfera - chyba wszyscy mi współczuli. Były to jeszcze czasy, kiedy słowo żal mi cię posiadało swoje pierwotne znaczenie - całkiem różne od dzisiejszego "jesteś żałosny". No cóż, w liceum jeszcze pałałem nienawiścią do wszystkiego co było książką. Lubiłem streszczenia i nawet całkiem nieźle wychodziłem na kartkówkach sprawdzających znajomość lektur. Ale do sedna. Dzisiaj przygotowałem dla Was wiersz (a może to ma i jakaś inna fachową nazwę) już z XVIII wieku, napisany przez Ignacego Krasickiego. Moja analiza wraz z swego rodzaju interpretacją pojawi się w późniejszym terminie a tymczasem można we własnym sumieniu z dziełem się zapoznać. Zapraszam serdecznie. Tytuł: Słowik i szczygieł.
Rzekł szczygieł do słowika, który cicho siedział:
"Szkoda, że krótko śpiewasz". Słowik odpowiedział:
"Co mi dała natura, wypełniam to wiernie.
Lepiej krótko, a dobrze, niż długo, a miernie".

niedziela, 20 grudnia 2009

pomsta?

Się obśmiałem. Nie brzmiało to jak apel a raczej jak kazanie. Ojciec prowadzący wygłosił na antenie mowę o tym, jaka to trudna jest sytuacja toruńskich mediów. Chodziło o Radio Maryja oraz telewizję Trwam. Podkreślił tragizm słowem nigdy. "Nasza sytuacja nigdy nie była tak poważna". Zwrócił się z prośbą do słuchaczy o wierną pomoc materialną. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek padło słowo pieniądze. Bardzo sprytnie. Swoją drogą jak to możliwe, że taki przedsiębiorczy ojciec Dyrektor doprowadził do sytuacji, że muszą się prosić o pieniądze... Miłym zagraniem było odczytanie osób, które rozgłośnie wspomagają. Z imienia i nazwiska, a nawet miejscowości. Gdy padło Radzionków (!) to aż mną zatrzęsło... Tak blisko mnie. Toż to prawie jak ja bym wpłacał. To wszystko jest bardzo dobrze przygotowane. Śmiem twierdzić, że dostają kasę od każdej osoby, która do nich zadzwoni. Bywa tak, że dzwonią ludzie z samymi pozdrowieniami, właściwie oprócz "pozdrawiam ple ple ple..." to nie mają nic do powiedzenia. I telefony się urywają. Nawet górale z Chicago dzwonią, panocku. Zakopane pozdrawiają. A ojciec prowadzący zna imiona caluśkiej Polonii w juesej. Kilka tygodni wcześniej usłyszałem taki slogan: "Słuchasz, oglądasz, ale czy pomagasz?". Także ostrożnie, bo sąsiad może podkablować. "Dzięki wielkie".

wtorek, 15 grudnia 2009

taka prawda.

To już przechodzi ludzkie pojęcie. Cokolwiek to znaczy... Inteligentny: okej, fajnie. Z tym się mogę ostatecznie zgodzić, ale założę się, że to jakaś dziewczyna napisała. Wstydliwy? Jak sobie tą cechę przypasuję do kogoś w moim wieku to mi się wspomina przedszkole lub nawet żłobek. "Natalciu, chodź do Mikołaja. Nie chcesz? Oj, Natalcia się wstydzi". Bo co to znaczy, że ktoś jest wstydliwy? W wieku studenckim można by to porównać do wyjścia na środek sali i pokazanie brzucha, dużego. A przecież nikt o zdrowych zmysłach tego nie zrobi. Zatem albo wszyscy jesteśmy wstydliwi, albo to słowo jest nieadekwatne. Cichy: pewnie osoba, która to pisała miała na myśli małomówność. Zbyt rzadko otwieram usta w porównaniu do tego ile bym mógł, bądź ile ona oczekuje, żebym otwierał. Wnioskuję, że to też napisała dziewczyna. Uczciwy: cóż, czasem się małe kłamstewko zawieruszy, ale generalnie samo sedno. Piąta cecha niestety pozostaje niezidentyfikowana, ale to na pewno napisał Romek (poznaję po piśmie) a więc nie ma się czym przejmować. No i na zakończenie nieśmiały: czy ja naprawdę jestem postrzegany jako tak nieśmiały? Co bym musiał zrobić, żebyście mi odpięli tę łatkę? Najlepiej na najbliższych zajęciach pocałuję jakąś dziewczynę. W usta. Ku uciesze całej grupy. Będę prześmiały. Zrobię to dlatego, że na karteczce o powierzchni 19 centymetrów sześciennych pojawiły się wręcz dwie tożsame cechy a oprócz tego ubliżono mi w ten sposób parę dni wcześniej. W twarz. Winni zawsze się znajdą. Tego "odzywaj się" już nie skomentuje, bo ręce opadają...

poniedziałek, 14 grudnia 2009

czyli?

Daj dziecku zobaczyć czekoladowego Mikołaja a na pewno coś głupiego z nim zrobi. Ot chociaż ubrudzi podłogę okruchami kubraka świętego... Tak czy owak, gruby jegomość nie był gwoździem wieczoru. Ja bym uznał za meritum zjedzenie przez męską część świty papryczki chili, czy co to tam było. Przyswojenie 1 μm (mikrometra) tegoż warzywa miało opłakane skutki i już mieliśmy dzwonić po pogotowie, gdy z pomocą przyszło mleko - niestety nie z laktacji. Zaszła pożądana reakcja chemiczna i mogliśmy kontynuować biesiadę. Co prawda nie ma prohibicji, ale mając wzgląd na zgorszenie pewnych grup mogę polecić inny wytwór rozwoju technologii. Pizzę z Lidla. Bodajże za jedyne 5,99 zł brutto. Pyszna jak włoska a nie niemiecka. Dla wrażliwych jest też wersja wegetariańska, tak jakby to salami i szynka były prawdziwe... Ponieważ była to pierwsza noc po sromotnej porażce Najmana musieliśmy podjąć temat. Inaczej być nie może. Abstrahując od tego, że owe wydarzenie średnio przypominało walkę, nawet w formule MMA, gdyby przeciwnik "najsilniejszego człowieka świata" nie był zwykłym krzykaczem byłoby na co popatrzeć. Chociażby przez jedną pełną rundę. A tak Pudzianowskiemu zapaliła się lampka bij a leć i skończyło się jak się skończyło. Żenua! No nic. My tej śnieżnej nocy podjęliśmy też inny temat, o wiele bardziej skomplikowany. Czy mając pistolet (naładowany i w pełni sprawny) wystrzeliłbyś do kogoś, kto jest oddalony od Ciebie o 10 m (metrów), zmierza w Twoim kierunku celem pozbawienia Cie życia? I nie chodzi o strzał w nogi, lecz w tułów bądź głowę. Ludzie przesiąknięci grą w FPS-y nie zastanawialiby się długo, jak sądzę. Odpowiedź zostawiam Waszemu sumieniu. Aha, koledze który tak miło mnie ugościł serdeczne Bóg zapłać. I wpuść tą kolędę, Roman...

poniedziałek, 7 grudnia 2009

przyszyta kołdra.

Była swego czasu na koloniach i obozach moda na przyszywanie do łoża części pościeli. Nie pamiętam czemu miało to służyć, ale pewnie jak większość tego typu żartów było tylko źródłem śmiechu. Albo sypanie soli na prześcieradło. Ubaw po pachy a w zasadzie to mocz... I teraz: jest taki film, po którego obejrzeniu ma się ochotę zrobić te dwie wspomniane czynności na raz. Bez niczyjej pomocy, z własnej woli. Paranormal Activity, bo tak zwie się to dzieło, to film bardzo niskobudżetowy, ale za to konta jego twórców jak sądzę bardzo się rozszerzyły. Ten kto oglądał Blair Witch Project będzie zadowolony. I proszę się nie zniechęcać tym, że przez pierwsze 50-60 minut w zasadzie nic się nie dzieje, tak jak i w przypadku historii o wiedźmie z Blair, ale ten kto oglądał to wie, że ciarrry były. Teraz też są, oj są. Nie wiem na jakiej zasadzie takie filmy się opierają, ale zawsze włosy dęba mi stają. Wszystkie, wszędzie. I nie trzeba nic rozumieć, bo to przecież nie Wojna Polsko-Ruska...

piątek, 4 grudnia 2009

taka grypa.

Tyle się teraz mówi o epidemii świńskiej grypy a ja jeszcze ani razu nie widziałem, żeby ktoś na ulicy konał z tego powodu. Wszyscy chodzą jak trzeba. Raz tylko przechodzący Pan Policjant zapytał "czy leżał, tam na dole, jakiś mężczyzna?". Jednak nie łudziłbym się, pewnie i tak chodziło o jakiegoś alkoholika, który pomylił obsrany trawnik z miękką pościelą w domowym zaciszu. Zatem jak mówią polscy Niemcy: keine Panik. Z kolei ja jestem ciężkim świadkiem innej odmiany grypy a mianowicie niedźwiedziej (robocza nazwa bear flu, a czasem nawet beer flu). Objawy nie są zbyt skomplikowane i by stwierdzić obecność bakterii u przybranej osoby nie trzeba posiadać habilitacji a można ją stwierdzić nawet jednym okiem. Otóż osoba taka śpi. Permanentnie. Nie tak, że idzie i zasypia, bo dopóki jej miednica jest w płaszczyźnie prostopadłej do podłoża dopóty osoba taka nie reprezentuje sobą osobniczego przypadku niedźwiedziej grypy. Sytuacja diametralnie się zmienia kiedy delikwent położy się na podłożu płaskim (na innym zresztą trudno by było). Wręcz błyskawicznie jego źrenice zwężają się a powieki zamykają w tempie gilotyny i nawet huczna aktywność środowiska zewnętrznego nie jest w stanie powstrzymać tychże objawów. Grypa ta nazywana jest także beer flu ponieważ osoby będące nosicielami wirusa tych dwóch odmian przejawiają podobne zachowania a nazwana została ona niedźwiedzią, gdyż jest ściśle związana z porą roku jaką jest zima i rytuałem niedźwiedzi brunatnych czyli zapadaniem w sen zimowy. Mamy tutaj także potwierdzenie, że człowiek od zwierzęcia jednak się różni, ponieważ niedźwiedź na zimę legowisko sobie przygotowuje a człowiek z niedźwiedzią grypą byle gdzie się walnie i śpi...