Wsiadam rano do busa. Jest godzina 9:29. Rozglądam się wokoło a tam oprócz jednej młodej dziewczyny same staruszki i starcy. Te siedzące na pojedyńczych siedzeniach mają minę jakby conajmniej obliczały obecną pozycję teleskopu Hubble'a. Ci, którzy są w stanie w miarę dyskretnie rozmawiać dokonują porównania obecnych czasów do okresu powojennego. Wnoszę po ich grymasie, że za Bieruta było lepiej. W Radzionkowie wsiadły dwie kolejne panie. Jedna w futrze - raczej wiekowym, ale wyglądało na bardzo zadbane, włosie błyszczało. Druga z tzw. lisem wokół szyi i czapką wykonaną z tegoż samego materiału, lecz niestety już bez ryjka i pazurków. Naturalnie pierwszym tematem było niedzielne kazanie a także preferencje dotyczące księży wchodzących na mównicę/ambonę. W połowie drogi do Piekar Śląkich zaczęly dyskuję na temat: czy religia tv to to samo co trwam. Jedna z pań, ta z lisem, brzmiała jako bardziej oczytana. Prawdopodobnie posiada telewizję satelitarna i dostęp do informacji na temat ciekawych programów, gdyż powiadomiła współpasażerke o prezentacji sanktuariow maryjnych na ekranie telewizora. Wtem obydwie oddały się zadumie. Chyba o tych sanktuariach. Wjechaliśmy do Piekar i już niestety wyłączylem się z podsłuchiwania. Mam nadzieję, że na starość nie bedę musiał w niewiadomym celu jeździć autobusem przed godziną dziesiątą. I obym też nie siedział wtedy na Fejsie.
poniedziałek, 21 lutego 2011
sobota, 19 lutego 2011
ostrzeżenie.
Moja dziewczyna nazywa mnie weekendowym alkoholikiem, ale to co mi się przydarzyło miało miejsce około południa w piątek, dzień pracujący. Pomimo iż w pracy nie było kierownika o żadnych trunkach mowy być nie może. Rozmawiałem z miłą panią, nie była nasza pierwsza rozmowa, ponieważ umówiliśmy się wcześniej w środę. Już na początku zastrzegła, że to nie będzie ostatni kontakt, gdyż decyzji jeszcze podjąć nie może. Cóż, zawsze dobrze z kimś porozmawiać zamiast wysłuchiwania jęków o rezygnacji, więc toczyliśmy dialog przez jakieś 20 minut. Mniej więcej w jego połowie pani opowiedziała historie o jej poprzednim kontakcie z konsultantem, który miał grozić jej nieoddzwonieniem jeśli nie podejmie decyzji natychmiast. Oczywiście tego nie uczyniła a on obietnicy dotrzymał. Pochwaliła mnie za miła rozmowę i właściwie za to, że była to rozmowa a nie żądania. Niby nic specjalnego, ale jakieś pięć minut po tym połączeniu usłyszałem głos, który niskim tonem powiedział: rób to. Połączenie było przerwane, sprawdziłem. Wokół mnie wszyscy też byli zajęci sobą. Kto to powiedział? Jakiś głos z zaświatów. Tylko o co mu chodziło? Co mam robić? Fakt, może trochę się obijałem, ale nie na tyle, żeby siły nieczyste musiały mnie upominać. Później, jeszcze parę razy słyszałem swoje imię wypowiedziane w podobnych okolicznościach jak pierwszy rozkaz. Dziwna sprawa. Mam nadzieje, że to nie "suchy kac"... Rzeczywiście, był przede mną piątkowy wieczór... Sprawdzę, co będzie się działo za tydzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)