sobota, 25 grudnia 2010

prezenty.


Dziwne to chwile, gdy nastaje świąteczny czas. Niby niczym nie różni się od normalnego a jednak mamy gdzieś w podświadomości, że coś jest nie tak. Chociażby te naprzykrzające się życzenia, pośpiesznie skopiowane z Internetu. Najlepsze są te, które otrzymujemy od osób, które przez cały rok nie utrzymują kontaktu i nagle ich natyka, żeby czegoś życzyć. No trudno, widać tak już wypada. Warto wspomnieć o choince, bo to właściwie tylko ona jest wyjątkowa - wszystkie inne oznaki świąt równie dobrze można by przypasować do innych okazji. Jeśli choinka to oczywiście prezenty. I tutaj jest ogromne pole do popisu. Ja jestem zwolennikiem teorii, że najpierw lepiej dogadać się z obdarowywanym czego potrzebuje, co by mu się przydało. Wtedy nie trzeba się głowić przez trzy dni nad tym co kupić a można także zdradzić czego nam potrzeba. Nie dochodzi do sytuacji, gdy dostajemy coś kompletnie zbędnego. Niby mówi się, że prezenty takie jak dezodoranty, perfumy nie wskazują na zbytnie wysilanie się, ale szczerze wole je dostać niż jakieś barachło, z którym nie wiadomo co zrobić. Pomijam już fakt, że nie wiadomo jak się zachować odpakowując taki cud. Czasem lepiej by było, gdyby dawanie prezentów było dobrowolne - bez "wypada kupić". Innym, chyba najbardziej charakterystycznym, objawem jest obżarstwo. Nic z tego, że przecież jest to jeden z siedmiu grzechów głównych. Przecież kilka dni temu byliśmy w spowiedzi... Nawet otrzymałem smsa o treści: pękły mi dziś spodnie na pupie z przejedzenia. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, ale godzinę wcześniej moja dziewczyna oznajmiła, że pękły jej majtki. Też na tyłku. I to te, które otrzymała ode mnie w prezencie świątecznym. Dziewczyny, opamiętajcie się. Jest jeszcze niedziela. Nie trzeba wszystkiego na raz zjeść.

dawaj!

Założyłem się z kimś o to, że mam w domu winyle Pink Floyd. O laptopa! Co prawda był to sen, ale bardzo realistyczny, więc proszę tą osobę o zgłoszenie się oraz przekazanie nagrody.

środa, 22 grudnia 2010

co robić?

Miałem tego uniknąć, ale pewnie znów się nie uda. Chodzi o to, że od dwóch miesięcy moją aktywność na blogu można określić pierdnięciem zmarłego. Cały miesiąc cisza, później sobie przypomnę, napiszę dwie notki dzień po dniu i kolejny miesiąc ani widu. Wiadomo, że to nie jest w porządku. Wszyscy mają jakieś postanowienia noworoczne, dlatego ja też spróbuje, postaram się. Postaram się mniej pić. Koniec tematu.
Stałem na przystanku, bo mi autobus uciekł. Przede mną dostojnie kroczy starsza pani (nie typu "stara baba"). Robi zwinny krok w górę i w przód, bo krawężnik wysoki. Bez zająknięcia. Niestety. Napotyka na swojej drodze ławkę. Jak nie pieprznie... Aż się zakupy posypały. Starsi ludzie jakoś tak dziwnie się przewracają. Niby idą wolniej niż reszta, ale jak upadają to z przyśpieszeniem 5G. Niesamowite. Całe szczęście, że nie upadła mi pod nogami, bo niezręcznie byłoby mi ją podnosić. Już sam widok kątem oka za plecami był nieswój. Ktoś ją wziął pod pachy i postawił. To się nazywa ubaw po pachy.

wtorek, 21 grudnia 2010

bev.

Tak, ja go też, ale bardziej Torresa. Kto zgadnie, gdzie to stoi dostanie świąteczne buzi. Tylko do końca roku! Mężczyzn mimo wszystko proszę o zachowanie wstrzemięźliwość, bo nagrody i tak nie będzie.