niedziela, 28 lutego 2010

zjedz sobie korzeń.

Z jakichś niewyjaśnionych przyczyn uważasz, że masz problem alkoholowy, nadużywasz narkotyków lub chciałabyś/chciałbyś rzucić palenie papierosów? Co więcej, Twoja "druga połowa" ma podobne zdanie? Istnieje rozwiązanie, które ponoć jest skuteczne, choć osobiście nie znam nikogo kto mógłby to potwierdzić. To nie zmienia faktu, że byłoby mi miło, gdybym taką osobę poznał. Sposób ten jest bardzo zaskakujący i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Powiedzmy, że budzisz się rano a Twój chłopak przynosi Ci do łóżka... WRÓĆ! Nie ma takiego mieszkania przed ślubem. Inaczej. Siedzicie na kanapie i nagle dostajesz niesamowitego pragnienia. Mówisz mu, żeby zrobił herbatę, więc Twój pan wychodzi do kuchni ją zrobić. Wraca w regulaminowym czasie, co nie powinno zbić Cię z tropu, bo wielce prawdopodobne, że właśnie w tym momencie padłaś ofiarą terapii widmo. Czyli: leczysz się a o tym nie wiesz, bo tabletka, którą Ci wrzucają do herbaty jest bez smaku i zapachu a dodatkowo oczywiście rozpuszcza się w płynie stając się niewidzialną. Dlatego też bardzo trudno jest ustrzec się wzięcia udziału w leczeniu. Dotychczas nie przyszło mi do głowy żadne rozwiązanie poza tym, że nie można pić niczego, co nie zostało przyrządzone na naszych oczach. Kiepska metoda dla wszystkich leniuszków, więc trzeba będzie pomyśleć nad czymś innym. Oczywiście najprościej będzie po prostu udawać, że się nie wie co się święci, pić te herbatki z wkładką i w rezultacie wyjść z nałogu. Jednakże trzeba być świadomym, że w dzisiejszych czasach imprezowanie bez używek jest nie do udźwignięcia (rodzi stres) zatem decyzja musi być globalna. Tak czy inaczej, jeśli ktoś się zainteresował to Kudzu Root.
A! Jeszcze mały bonusik dla tych, którym się ostatnio nie podobała muzyka oraz dla tych, którzy chcieli wejść a nie mogli.

Little Jinder - Polyhedron (Supra1 Remix)

czwartek, 25 lutego 2010

star.

Dla tych, którzy nie wierzą, że też mogę być Spockiem:

Tylko ten kciuk mi się jakoś dziwnie zamyka, ale pracuję i nad tym.

wtorek, 23 lutego 2010

sza(r)lej.

Swego czasu w pewnym autobusie, pewnie już wiecie która linia, reklamowano spotkania okrzyknięte mianem "Piekarskich nocy bluesowych", czy coś. Od pewnego czasu mam wrażenie, że jestem uczestnikiem podobnych spotkań, z tym że nikt nie posiada harmonijki a chrypa wywołana jest zazwyczaj tylko przeziębieniem. I okazją raczej nie jest jam session. Otóż powody są zwykle (do tej pory) tylko dwa: praca w grupie nad zadaniem z uczelni lub... no właśnie... to co wszyscy wiedzą a nikt nie mówi głośno. Pewnie między innymi z tego powodu owe miejsce kojarzy mi się z przenikaniem dwóch światów - realnego i jakby nie w pełni świadomego. Najgorzej gdy się stamtąd dzwoni po taryfę to dyspozytorka bezczelnie pyta o adres a kierowca wewnątrz potrafi tylko wydusić z siebie "gdzie jedziemy?". No i my się dziwimy, że on nas nie zna i nie wie.

PS To napisałem po...

sobota, 20 lutego 2010

grabie.

Żeby pewnej tradycji stało się zadość umieszczę zdjęcie kobiety, która bywała tutaj częstym gościem, natomiast ostatnimi czasy (od września '09) Jej oblicze nam się nie objawiło. Faktycznie, może trochę się postarzała: okulary ma wielkie i grube, zamiast włosów nosi perukę, która w dodatku musi być utrzymywana na miejscu za pomocą siły mięśni, na pierwszy rzut oka wygląda, że zmuszona jest do wiernego stosowania kremu Corega. Oczywiście to wszystko nie jest takie, na jakie wygląda, więc może pominę ten opis i ucieknę się do starego i lubianego zwrotu "moja d..a na...".
A zatem - moja dupa na ścianie.

oszczędzaj.

Naukowcy (czyt. ja) wynaleźli sposób na rozwiązanie dewiacyjnych problemów związanych z finansowaniem popędów konsumpcyjnych. Przeanalizowali oni szereg zmiennych wpływających na ludzi, którzy są bardziej skorzy do zakupów niż inni. Całą populację można przedstawić na wykresie rozkładu normalnego, natomiast ci z popędem znajdują się w odchyleniu standardowym, które wynosi ok. 15%. Osoby te wykazują ponadprzeciętną skłonność do wydawania pieniędzy na przedmioty, które do egzystencji są zbędne a stanowią jedynie zachciankę. Naukowcy podczas ostatnich badań zauważyli, że osoby z odchylenia swoją największą aktywność wykazują w miesiącach od grudnia do lutego, kiedy to w centrach handlowych panują najkorzystniejsze obniżki cen. Potrafią oni wydać znaczną sumę pieniędzy na dobra substytucyjne. Wśród obserwowanych znalazła się grupa wykazująca bahawior do tej pory niespotykany: jej przedstawiciele udawali się do centrów z pokaźną sumą pieniędzy, wystarczającą aby zaspokoić "głód", spędzali weń odpowiednio dużo czasu, żeby dokonać konkretnych zakupów, po czym wychodzili z pustymi rękoma. Sytuacja taka w podanym okresie miała miejsce kilkakrotnie i zawsze u tych samych jednostek. Specjaliści uważają, że takie zachowanie może stać się popularne w leczeniu zakupoholizmu. Niestety poprzez wzrost popularności tego trendu może on negatywnie wpłynąć na popyt odzieży, dając sygnał o większej skłonności do oszczędzania. Jednocześnie w dobie tego czy tamtego kryzysu rozprzestrzenienie się informacji o występowaniu takiegoż zjawiska wpłynie na cykl koniunkturalny. Celem zapobieżenia zbytnim wahaniom należy podjąć akcję grupowych zwolnień osób, które mogłyby wspomniane zachowanie naśladować. Bez zatrudnienia nie będą mieli środków finansowych, by w ogóle ruszyć się z domu. Jedyne co trzeba jeszcze zrobić to obliczyć dokładny procent gospodarstw, które należy pozbawić dochodu.

poniedziałek, 15 lutego 2010

android.

Jak może i można zauważyć jestem od pewnego, już dłuższego czasu fanem marki Google. Podchodzę do ich produktów raczej mało krytycznie, ale w zasadzie nie mają większych wad, które by je dyskwalifikowały. Zaczęło się do Gmaila, pomimo iż miałem już wtedy miły adres poczty elektronicznej. Google Mail daje jednak wiele ciekawych funkcjonalności i co akurat w tym wypadku mało ważne, pozwala na personalizację wyglądu a ja akurat lubię takie wodotryski. Fajną funkcją są też etykiety - można w łatwy sposób oznaczyć wiadomości, tak by nie trzeba było długo szukać. Być może wszystko to jest dostępne u innych dostawców usług, ale z pewnością są tacy, którzy tego nie mają. Później przyszła pora na Bloggera. Skoro coś jest w "cenie" to po co zakładać konto w innym serwisie, prawda? O Google Maps nie muszę wspominać, bo pewnie każdy za ich pośrednictwem i widokiem satelitarnym oraz Street View zwiedził kawałek świata. Warto oczywiście wspomnieć jeszcze o YouTube oraz Facebook, z którymi Google jest w jakiś tam sposób zintegrowane. Teraz mogę już płynnie przejść do dóbr software'owych, czyli w tym wypadku przeglądarki internetowej Chrome. Z obawy przed zmianami byłem użytkownikiem jedynie Firefox'a, lecz gdy w celu przetestowania zainstalowałem Chrome i zobaczyłem na własne oczy różnicę w prędkości otwierania się stron w tych dwóch przeglądarkach, wręcz od razu usunąłem produkt Mozilli. Spotkałem się z opiniami, że jest przeciwnie i Chrome potrzebuje szybkiego komputera. Tak się składa, że mój dysponuje odpowiednią ilością pamięci RAM, więc nie mam zamiaru się tym przejmować. Wkrótce odbędzie się nawet premiera systemu operacyjnego Google Chrome OS... Ale do czego zmierzam - firma Google poszła dalej, poza rynek komputerów. Stworzyła interfejs użytkownika dla telefonów komórkowych - Android. Oczywiście jest on bardzo internetowy i w błyskawiczny sposób pozwala na dostęp do wszystkich usług z rodziny Google. Niestety, podczas ostatniej zmiany telefonu moje wrodzone skąpstwo nie pozwoliło mi stać się jego użytkownikiem, ale liczę, że przy następnej okazji uda się. Najlepiej, gdyby był to model HTC, lecz inni producenci także z powodzeniem stosują Androida w swoich aparatach. Ciekawą propozycją w tym segmencie jest Google Nexus One (produkowany przez HTC), z innowacyjnym połączeniem dwóch mikrofonów, które pozwala podczas rozmowy zniwelować hałas biegnący ze środowiska. Opcja bardzo przydatna, gdy dziewczyna nader często pyta "Gdzie jesteś? Co tam tak cicho?". Można bez ściemy odpowiedzieć "w tramwaju". Więcej na poniższym wideo.

Aha, niestety ten tekst nie jest sponsorowany...

niedziela, 14 lutego 2010

zmiany.

Jak tak siądę i myślę to chyba nie była dobra decyzją by umożliwić Państwu wyrażania opinii za pomocą jednego kliknięcia. Może i jest do fajna forma uspokojenia sumienia: "Nie chce mi się napisać jednego zdania to aby nacisnę". Okej, niby jakiś feedback jest, ale niech mi ktoś tylko spróbuje Żal.pl wcisnąć... Generalnie panuje tu zasada "czytaj a leć" i raczej się nie spodziewam, że liczba komentujących drastycznie wzrośnie - wręcz przeciwnie. Tako będę musiał przetestować nową funkcję i jeśli mnie zawiedziecie będę zmuszony do radykalnych kroków, z usunięciem bloga włącznie. Tak tylko straszę, bo przecież już parę razy rozważałem jego delete, ale wiadomo, że tego nie zrobię, gdyż jestem z nim silnie związany. Cóż bym począł, gdyby go nie było? Trzeba by zakładać nowy. W przeszłości zgłaszałem już projekty utworzenia strony www ze zdjęciami śląskich kominów, ale pomysł spalił na panewce, bodajże ze względu niedomagań sprzętowych. Później miała powstać witryna (nie sklepowa) o "karpich ryjach", lecz to był pomysł jeszcze bardziej absurdalny. Zgodnie z powyższym proszę nie prowokować do zmiany obecnego stanu - dysydentów tu nie potrzeba.
Dziś ten wspaniały inaczej Dzień. Jednoczmy się w miłości. Ciekawe któż mnie po cichu wielbi...

sobota, 13 lutego 2010

longman.

Czemu to jest moje jedyne zdjęcie ze spotkania? Oczywiście było to spotkanie z żywymi ludźmi a ja uwieczniłem tylko lampkę, która świeciła pod siedzeniem w autobusie. Nikt nie wie po co ona tam jest a wygląda jakby gdzieś tam w środku siedział mały Diodak i to on tak naprawdę napędzał autobus, nie silnik spalinowy z tyłu. I jeszcze taka inna moja przypadłość - jak zwykle zagadką jest ile piw wypiłem. Dałbym sobie palec serdeczny obciąć, że wypiłem więcej niż zapłaciłem, ale pani obsługująca była znajomą naszej koleżanki/kolegi, więc postanowiłem nie wszczynać burd i niszczyć lokalu, bo przecież nie wypada. U obcych to co innego... A dajcie wiarę, że mogłem się poirytować. Nasze dziewczyny zaczęły wymyślać, że nasza budowa ciała w znaczy sposób odbiega od ich ideału i dobrze by było gdybyśmy poczynili jakieś działania w celu poprawy tego stanu rzeczy. Oczywiście naszym zdaniem nie jest wcale tak źle i zwaliliśmy wszystko na zimę, gdyż powszechnie wiadomo, iż w tym okresie masa ciała ulega zmianie. Wiadomo też, że w czasie wiosenno-letnim jeździmy na rowerach i zbliżamy się do Apolla. Poza tym przecież nadrabiamy czym innym, o wiele lepszym niż fizjonomia, ale nie wytłumaczysz... To ma być ostrzeżenie dla tych, którzy takiej reprymendy jeszcze nie usłyszeli - jest ona nieunikniona, pozostaje czekać. A jako swoistego jokera proponuję zastosować: "A dziewczyny mają cellulit. I nie ma nie. Jak się ściśnie to każda ma". Dziękuję, dobranoc.
PS Ciekawe czy na stacji benzynowej koło dworca mają monitoring, bo tak mnie zmogło, że postanowiłem się tam wysikać. Nie, nie na mur, na śnieg. Na szczęście o 3 w nocy mało ludzi chodzi a w taksówce tak trzęsło, że pewno bym nie dowiózł. Aż cud, że w ogóle dojechaliśmy do domu, bo ponoć taryfa cała się rozpadała...

piątek, 12 lutego 2010

krzyże.

Słucham tego radia i nóż się w kieszeni otwiera. Lech zdecydował się pośmiertnie odznaczyć policjanta, który zginął na przystanku broniąc porządku publicznego. Dostanie on Krzyż Zasługi za Dzielność, czy coś takiego. Przepraszam bardzo, ale po cholerę zmarłemu takie cudo? Rodzinie też nie będzie się lepiej żyło ze świadomością, że mąż i ojciec zginął, bo był dzielny. Ciekawa inicjatywa ze strony Pana Prezydenta. Może lepiej byłoby zająć się tymi, którzy jeszcze żyją, bo jak tak dalej pójdzie to funkcjonariusze przestaną reagować na zło - zaczną odwracać wzrok od krzywdy dziejącej się na ulicy a wręcz skierują swój rozważny krok w przeciwną stronę. Cóż, akurat tutaj mamy do czynienia z policjantem w tzw. "cywilu", czyli tak jakby normalnym obywatelem. Zatem trzeba będzie przyjąć taką strategię, że póki jesteśmy świadkami dewastacji jedynie mienia to należy udawać powietrze, by swego żywota nie narażać. Na marginesie: do pewnego wieku (50) Geriavit działa prawie jak Viagra. Wzmaga chuć, pozytywnie wpływa na ciśnienie krwi, a więc teraz nie ma już potrzeby biegać do specjalistów. Nie mam informacji o skutkach ubocznych, lecz zważywszy na to, iż jest to lek zwalczający objawy starzenia można liczyć na ustrzeżenie się również przed botoksem czy kolagenem...

środa, 10 lutego 2010

jaka to yntelygencja?

Chciałem się zastanowić, czy posiadamy jakąś inteligencję emocjonalną. Już nie chodzi o jej nie wiadomo jak wysoki poziom, ale czy w ogóle. Na początek może przedstawię moją autorską interpretację tego pojęcia i nie wykluczone, iż będzie ona błędna, bo dopasowana do własnych potrzeb (?). Zatem Inteligencja Emocjonalna (EQ) to umiejętność rozpoznania i kontrolowania emocji własnych a także umiejętność rozpoznania oraz rozumienia emocji osób trzecich, a służyć ma to poprawie stosunków interpersonalnych. Już tam nieważne, że można obserwować dynamizm grupy bla bla bla. No, według tej definicji należy zacząć od samego siebie, zrobić ze sobą porządek a dopiero potem można spróbować się w relacji z innymi ludźmi. Szczególne wyzwanie stanowi tutaj kontakt z płcią przeciwną, gdyż często występują pewne nieporozumienia i niezwykle trudno jest odgadnąć co czuje druga osoba a już to czego pragnie może wręcz stanowić taką małą tajemnicę ludzkości. Szczególnie tyczy się to kobiet. To znaczy uczucia kobiety są dla mężczyzn tajemnicą. Nie? To może coś mi się pomyliło, ale... tak jest. No nic, mogę teraz zrobić takie małe case study o EQ i może dowiemy się jak to z nami jest. Od razu przepraszam tych, którzy nie podróżują komunikacją miejska. Właściwie w samochodzie czasem też jest podobnie jak wsiądą grube osoby a szerokość samochodu jest niewystarczająca albo na odwrót (?)... Ale do rzeczy, oto studium:
Stoisz zmęczony po zajęciach na przystanku, na dworze mróz i jedyne o czym w tej chwili marzysz to miejsce siedzące w jako tako ogrzanym autobusie. Wokół Ciebie coraz więcej ludzi i maleje prawdopodobieństwo znalezienia miejsca do spoczynku. Jest, autobus podjeżdża na stanowisko trochę wcześniej niż 27 sekund przed odjazdem do miejsca docelowego. Udaje Ci się być jedną z pierwszych osób wewnątrz, nawet przed osobami urodzonymi tuż po II wojnie światowej. Niestety, miejsca przy oknie są już zajęte, ale mając na uwadze zmęczenie siadasz z brzegu. Jak to zwykle bywa autobus dopchany jest na maksa. Css - odjazd. Hurra, w miarę wygodnie się siedzi nawet mając w zasięgu wzroku tych powojennych. Na trzecim przystanku część ludzi wysiada, lecz przychodzą też nowi. Jest jeden taki, który wygląda na zmęczonego. Co prawda nie ma kolejarskiej czapki, ale ma taką górniczą torbę. Niby oprawioną skórą, ale w dotyku twarda niczym drewno. A skąd to wiesz? Bo pomimo, iż w autobusie jest bardzo dużo miejsc stojących to stanął akurat koło Ciebie. Na szczęście (w tym przypadku) d..ą do przodu, bo nie wiadomo, czy nie sapie jak parowóz. Stoi nad Tobą z pierońską torbą wbitą w Twoje ramię i odwraca się co chwila, jakby pierwszy raz autobusem jechał, ciekawski jak dziecko. Z każdym obrotem jego torba szybuje coraz bliżej Twojej twarzy. Tylko czekasz aż wyląduje nań wyląduje. Na szczęście za parę minut wysiadka.
Pytania:
1. Co czułaś/eś stojąc na przystanku z nadzieją, że uda Ci wyprzedzić wszystkich w wyścigu do miejsca siedzącego?
2. Czy była w Tobie chociaż krzta empatii, gdy patrzyłeś na stojących starszych ludzi? Co oni mogli czuć w tej sytuacji?
3. Ile pozytywnych emocji odczuwałaś/eś podczas kontaktu z torbą "górnika"? Czy byłoby na miejscu zwrócenie mu uwagi?
4. Masz w sobie tyle samokontroli, by podczas następnej takiej podróży zachować się godniej?

wtorek, 9 lutego 2010

No i którym lepiej się ogolisz? Tak jak w tej opowieści o Tadku (link na dole) chodzi o twarz. W przypadku jednorazówki musisz się (najlepiej) namoczyć, bo im miększa skóra i zarost tym łatwiej się go pozbyć. Później najlepiej posmarować się jakąś pianką/żelem, co by poślizg ostrza był łatwiejszy. Ludzkość zna przypadki golenia na mydło, ale oczywiście nie polecamy. Teraz dopiero można zacząć merytoryczną część golenia. W jego trakcie należy regularnie przepłukiwać maszynkę w wodzie, bo się zapycha. Na koniec można się polać aftershave'm albo jakimś kremem. Maszynkę elektryczną bierzesz i golisz. Wygodnie. Uzależniające. Trzeba się codziennie golić.

Kabaret TEY- Tadek

niedziela, 7 lutego 2010

czy lubimy?

Jeszcze w XX w., w ówczesnym ZSRR panowała moda na tzw. psychuszki. Były to zakłady rzekomo psychiatryczne, w których zamykano ludzi, którzy zdaniem władzy nie byli jej przychylni, krytykowali ją. Właściwie nie mieli konkretnego powodu, by zamykać ludzi w więzieniach, więc wysyłali ich do takichże zakładów. Tam lekarze stwierdzali chorobę o nazwie schizofrenia bezobjawowa. Taka zwykła, popularna schizofrenia to m. in.: urojenia, to jest dobre - omamy w postaci głosów komentujących lub dyskutujących, niski poziom aktywności ruchowej. Natomiast jeśli idzie o schizofrenie bezobjawową to myślę, że przebiega ona... bezobjawowo. Zatem bardzo łatwo można było u konkretnego pacjenta stwierdzić obecność tejże choroby psychicznej i zastosować wobec niego leczenie doraźne, na przykład borowanie wolnoobrotowym wiertłem zdrowych zębów. Musiało być niewesoło. Chyba już lepiej byłoby być naprawdę chorym i trafić na "regularne" leczenie. Ja to nawet myślę, że kontakt z taką osobą może być ciekawym doświadczeniem. Może to i niedojrzałe, ale na przykład taki Lot nad kukułczym gniazdem bardzo fajnie się ogląda. Choć to tylko film na pewno po części pokazuje jak takie osoby się zachowują. Do życia w społeczeństwie raczej się nie nadają, ale w szpitalu mógłbym z nimi poprzebywać. Oczywiście w podobnym charakterze jak McMurphy, czyli tego mniej świrniętego. Tacy ludzie nie wydają się jakoś szczególnie niebezpieczni. Pewno się mylę. Jednak ten temat jest ciekawy, gdyż po niespełna trzydziestu latach od powstania (arcy)dzieła Milosa Formana mamy okazję ponownie znaleźć się w zakładzie zamkniętym, w którym rządzi socjopatka grana przez Angelinę Jolie. I chociażby ze względu na tą kreację Przerwana lekcja muzyki warta jest obejrzenia. Odniosłem wrażenie, że akcja obydwu tych filmów dzieje się dokładnie w tym samym miejscu - bardzo podobny układ pomieszczeń, sam wystrój. Sądzę, że ludzie lubią patrzeć na wariatów. Nie wiem, czy pocieszają się w ten sposób, że są normalni, czy wręcz przeciwnie - szukają w sobie cech wspólnych z pacjentami. Już każdy musi sam rozsądzić. Tak czy inaczej, lubimy świrów. Najlepiej takich, którzy robią dużo szumu wokół siebie. Ci, którzy nie współgrają emocjonalnie z otoczeniem spychani są na boczny tor, zapominani i tylko czasami, ktoś zada sobie trud by do nich dotrzeć. Nie oszukujmy się - człowiek smutny (żalowy) szybko się nudzi.

sobota, 6 lutego 2010

odchylenie standardowe, normalnie.

Nie umiesz sobie napisać ściągi to ją sfotografuj przed egzaminem. A my teraz palimy wszystko, co jest związane ze statystyką matematyczną. Rok się za nami ciągnęła, gadzina!

wtorek, 2 lutego 2010

ocb?

Jak się człowiek kładzie wieczorem/w nocy do łóżka to od razu nie zasypia. Przewraca się z boku na bok, wierci, myśli o największych pierdołach. I robi to w pełni świadomie. Jeszcze, bo później następuje faza, którą można nazwać snem na jawie. Niby już się śpi, sen w toku, ale tak naprawdę świadomość jest zachowana. Właśnie w tym momencie przyśniła mi się durna historyjka. Chociaż historyjka to za duże słowo. Dobrze, że w telefonie zapisałem (co jest?! czy ja tam już wszystko zapisuje?) te słowa. Głos mówił: "Niech Wam pomoże Duktas, potężny płyn Lelemis". W powietrzu latała starsza pani z mieczem i coś pisała na bloku, była taka duża. Pamiętam jeszcze diody na autobusie, które tworzyły liczbę 820. Myślę, że mogło to być wywołane przez Świętowita, Peruna lub Swaroga. Niby rodzimowiercy to nieliczna grupa (w porównaniu do całej populacji), ale może ich bogowie mają jakieś nadprzyrodzone (no raczej!) siły i mogą wpływać na wiotkie umysły innowierców, którzy próbują się doń choć trochę zbliżyć. Co prawda imiona, które mnie nawiedziły raczej są fikcyjne... W każdym razie ten sen, bardzo mnie rozśmieszył i mam nadzieje na jakiś ciąg dalszy.

poniedziałek, 1 lutego 2010

nie ma takiego...

Zastanówmy się po co chodzimy na imprezy. Na pewno, żeby się dobrze bawić - pośmiać, powygłupiać i takie tam... Obowiązkowym gościem na każdej imprezie powinien być alkohol, bo później tak się to kończy:
Oj, chyba ktoś usunął w końcu ten wspaniały film z YT. Ciekawe, czy tatuś, czy syn(ek).

Kto zdążył zobaczyć ten pewnie ma teraz uśmiech na twarzy. Chyba, że jest w grupie współczującej. Na szczęście udało mi się materiał w porę zarchiwizować i mogę go jeszcze do woli oglądać. Nosił znamienny tytuł Niezapomniana osiemnastka. Ponieważ film był ściśle związany z balowaniem a ja w ciszy wylewam łzy po jego zniknięciu z sieci, proponuję teraz zastanowić się nad innym problemem. Jest w województwie podkarpackim taka gmina, która zwie się Chmielnik. Nie wiem, czy ma coś wspólnego z produkcją piwa, ale usłyszałem o niej w radiu za sprawą wiatraków (a właściwie turbin wiatrowych), które mają tam zbudować. Chodzi o takie duuże urządzenia, które zamieniają wiatr w energię elektryczną - tak w skrócie działają. Bardzo popularne w Holandii a także na polskim wybrzeżu. Generalnie w miejscach, gdzie jest płasko i wieje. Jaka kwestia wystąpiła w Chmielniku? Turbiny znajdują się zbyt blisko gospodarstw domowych a ich praca niestety nie jest bezszelestna i hałas pochodzący z generatora jest słyszalny w promieniu 300 metrów. Tak się składa, że najbliższa siedziba ludzka (?) znajduje się już w odległości 80 metrów. Akurat w tej relacji, którą słyszałem nie było płaczu, lecz jeśli się tak zastanowić to niewesoło to wygląda. No! A nas raz na jakiś czas boli głowa po imprezie. Co by było, gdyby nad głową takie srogie wiatraki nam śmigały? Do czego byśmy się uciekali? "Nie ma takiego bicia".