środa, 30 stycznia 2008

polar.


Samo zdjęcie powstało na kanwie wydarzeń z dzieciństwa, ale pojawia się ono nieprzypadkowo. Będzie o popularnych 'polarach'. Wszystko co jest grubsze niż t-shirt nazywam swetrem, więc proszę się nie bulwersować. 'Polar' jest to sweter bardzo chętnie używany przez osoby sprzedające na targowiskach miejskich, uczniów szkół podstawowych oraz emerytów w garażach. Oryginalnie powinien mieć właściwości przeciwwiatrowe oraz przeciwdeszczowe, jednak element sprowadzany z zachodu raczej nie posiada wymienionych cech. Uważa się za to, że dobrze 'grzeje' i można się w takim ciuchu spocić. Sprawdzałem, choć regularnie nie jestem zorientowany na noszenie tego typu ubrań. Na rynku pojawiły się również czapki, szaliki, rękawice, skarpety, majtki, biustonosze, pończochy wykonane z tego materiału. Tak, można - 40 kilometrów polarowej nici waży tyle, co łyżka wody.

wtorek, 29 stycznia 2008

byle się nie uczyć.


Ile czynności, które możesz wykonać zamiast nauki na egzamin jesteś w stanie wymyślić w ciągu dziesięciu sekund? Pewnie dziesiątki. Perspektywa zbliżającego się wielkimi krokami egzaminu skutecznie zniechęca Cię do wykonania niektórych. Komu na przykład chciałoby się starannie tapetować, gdyby wiedział, że jak skończy to będzie musiał się uczyć? To całkiem błędne rozumowanie, z tą tapetą. Najlepiej wypełznąć z domu, pomimo niewymodelowanej fryzury. Połazić po polach, odwiedzić gazownie. Zawsze się kogoś spotka a wtedy czas przyspiesza. Robi się późno i organizm samoczynnie odmawia przyjmowania jakiejkolwiek wiedzy. Nie ma sensu przeciwstawiać się własnemu mózgowi. Oto jeden ze sprawdzonych sposobów. Wszystko w swoim czasie - ważne, że są rezultaty.
Mogę pisać o czym mi się podoba. Nawet o kompletnych bzdurach. Dzisiaj jakąś wartość natomiast prezentuje fotografia.

poniedziałek, 28 stycznia 2008

istnienie ograniczonego kontaktu.


Proces mojej socjalizacji przebiegał raczej poprawnie. Napisałem przebiegał choć wiem, że trwa on całe życie, jednak najbardziej nasilony jest on w wieku dziecięcym, względnie młodzieńczym.
Z przedszkola pamiętam tylko, że ktoś płakał pod kaloryferem. Prawdopodobieństwo wystąpienia mojej osoby w tej roli jest duże, ale istnieje także hipoteza o jej wykluczeniu z aktu.
Podczas nauczania początkowego płakałem na pewno jeden jedyny raz kiedy to nie potrafiłem rozwiązać zadania z matematyki. Z pomocą przyszła mi na szczęście dobra koleżanka z ławki. Myślę, że to mógł być moment zwrotny w tworzeniu mojej osobowości i cech charakteru. Od tamtej pory już nie płakałem. Nie czułem takiej potrzeby. Na mojej drodze życiowej pojawiło się jeszcze wiele zadań matematycznych, których nie potrafiłem rozwiązać i chwała pani wychowawczyni z klas 1-3 za to, że nie wylewałem łez nad każdym z nich.
W późniejszych latach szkoły podstawowej, bądź gimnazjum należałem (w pewnym sensie) do klasowej szajki. Gromadziłem liczne uwagi w dzienniczku ucznia i zadawałem się z 'czarnymi charakterami'. Jednego z nich udało mi się do siebie przekonać za pomocą moich drugich śniadań, które lądowały w jego przepastnym żołądku. W każdym razie miałem zapewniony spokojny byt i rozrywki. Cenna rada wyniesiona - ludzie dają się przekupić.
Czas na liceum. Początki były z zasady nieciekawe. Nie potrafiłem sie odnaleźć przez poranne podróże autobusem, które ze względu na czas trwania były zaskakujące. W samym budynku byłem raczej apatyczny i trzymałem się na uboczu. Dla takich jak ja wtedy stworzono multi-sanostol, lecz reklama z dzieckiem niekoniecznie do mnie przemawiała. Po pewnym czasie samoistnie sytuacja powróciła do właściwego stanu, aczkolwiek nie została pozbawiona fluktuacji. Okres ten jak na razie uważam za najbardziej wpływowy na moją osobowość.
W ciągu trwania szkolnych lat oczywiście miałem do czynienia z wieloma wzorcami zachowań, niekoniecznie poprawnymi. To spowodowało, że teraz z całą pewnością nie jestem człowiekiem idealnym. Negatywne cechy przebijają regularnie, żeby nie napisać często. Z kolei jeśli mam poddać się samoocenie to uważam, iż można się ze mną dogadać. Cechy socjopaty są skutecznie tłumione wewnątrz, nie unikam ludzi poza przystankami komunikacji miejskiej. Pragnę zatem przeprosić wszystkich, którzy uważają mnie za ignoranta i chama oraz kogoś, kto uważa się za pępek świata. Chętnie ukarzę się również za bardzo egocentryczny post.

PS Głupsze zdjęcie znajdziesz tylko na portalu dla ludzi z klasą.

niedziela, 27 stycznia 2008

wiem ile zjem.


Każdy powinien być świadomy swoim możliwości względem spożywania posiłków mokrych i suchych. Przesyt nie jest mile widziany. Po zjedzeniu zbyt dużego obiadu boli nas brzuch, zbiera się na wymioty oraz pewna cześć ciała bardzo pragnie się przed kimś otworzyć. Chamsko napisane, co? Niestety tak jest. Wezmę pierwszy lepszy przykład - niedzielny obiad. Podstawa egzystencji na cały kolejny tydzień. Tradycyjnie: młoda kapusta, ziemniaki, mielone. Swoją drogą nie wiem jak można to jeść. Jednak powrócę do przykładu. Ojciec z synem ładują w siebie ile wlezie, natomiast żeńska część rodziny skromnie - dba o figurę. Mężczyźni mogą zjeść więcej również dlatego, że później jest czas na odpoczynek przed telewizorem. Z pełnym brzuchem nie można przecież zmywać naczyń oraz czyścić urządzeń AGD. Zwróć uwagę, że jest to jeden z powodów, dla którego chłopy nie zmywają. Zmywa się zaraz po obiedzie póki brud nie zaschnie. Faceci nie mogą, bo mają ogromną ilość jedzenia w żołądku. Najpierw zostajemy napchani a potem się czegoś od nas wymaga. To grozi biegunką lub wymiotami. Koło się zamyka. Albo będziemy jedli mniej albo nie będzie zmywania.
Chcesz być dobrym mężem? Poznaj swoje limity.

piątek, 25 stycznia 2008

miasto.


Moje miasto wcale nie zostało nawiedzone przez trzytygodniowy pożar. Wszystko jest w porządku. Nawet smogu nie ma. Co więcej, na tych dachach powstawały największe produkcje Hollywood z lat 70. Albo nie. W jednej z tych kamienic mieszkał słynny 'Kowalski', który podobno zawsze parkował swojego Challengera w garażu nieopodal kopalni Dymitrow. Osiem lat później zginęło tam 33 górników. Mój dziadek podpalał z nim papieroski po szychcie.
Mamy także Operę Śląską, którą jakiś życzliwy chciał swojego czasu przenieść do Katowic. Mało mają tam w stolicy atrakcji? Na szczęście budynek jeszcze stoi, więc transfer chyba nie doszedł do skutku.
A Dolomity Sportowa Dolina? Sztuczny stok narciarski czynny cały rok kalendarzowy.
Zapomnij o takich dzielnicach jak Karb i Bobrek. Prohibicja powoli poprawia sytuację. Do tego godzina policyjna i patrole piesze 24 godziny na dobę powodują, że życie w tamtych okolicach może stać sie przyjemne. Powstają nawet plany budowy apartamentowca na terenach pokopalnianych.

czwartek, 24 stycznia 2008

pożar.


Paliło się, ale nie mogłem się przyjrzeć gdzie dokładnie - śmierdziało Jej. Dziwna tendencja panuje w moim mieście. We wtorek strażacy stali nieopodal tego miejsca. Czyżby grasował jakiś seryjny podpalacz jak w W11? Wóz strażacki zawsze jest ładny.

środa, 23 stycznia 2008

pijaczki.


Ta linia jest legendą. 95% pasażerów to studenci i z tym nie warto dyskutować. Nieważne o której godzinie wsiądziesz, zawsze jest tłoczno i coś się dzieje. Nie licz na jakiekolwiek przejawy człowieczeństwa. Starsi ludzie mogą usiąść jedynie na sekundę przed utratą przytomności. Wcześniej nawet nie warto sie odzywać. Jakby nie było, panuje tutaj naukowa atmosfera. Poza tym można poznać obecnie panujące trendy w muzyce, zważywszy na powtarzalność pewnych utworów w czasie.
Blogger gwarantuje mi możliwość podzielenia się swoimi przemyśleniami, więc pragnę to teraz zrobić.
Nie raz zdarzyło mi się w owym autobusie spotkać ludzi, którzy są bardzo spragnieni. Wcale nie chodzi tutaj o upalne lipcowe popołudnia i zaspokojenie pragnienia łykiem wody mineralnej już niegazowanej. Oni muszą zwilżyć usta czymś bardziej dosadnym. Na początku zawsze słychać głośne 'pssst'. Każdy kto choć raz miał do czynienia, oczywiście w rozsądnym stopniu, z tego typu napojem rozpozna dźwięk bez problemu. Co kieruje takimi ludźmi? Jakie są ich motywy? Czy nie mogą spożyć tego 'napoju' w domu kiedy nikt na nich nie patrzy? Nie chodzi o to, że mógłbym mieć ochotę... Nie chcę po prostu patrzeć na ich zapite mordy! Pomyślisz może, że traktuję takie zachowanie jak coś nieprawdopodobnie złego. Przepisy jednak określają w jakich miejscach nie można spożywać alkoholu i na pewno wśród nich znajdują się środki komunikacji miejskiej. Nie podoba mi się to i tyle.

Sorry, za wspomnienie słuchaczy empedraji. Sam do nich czasami należę, toteż nie mogę komentować.

wtorek, 22 stycznia 2008

spełniony.


Czy kupowanie tego samego kwiatka w odstępie czasowym wynoszącym dwie godziny jest jakimś dziwactwem? Ciekawe co sobie ekspedientka pomyślała. Mogłem być naćpany i zostawić kwiat w tramwaju. Mogli mi go chuligani porwać. Tacy, którzy nie mają rodziny. Mógł mi go wiatr zburzyć. Lub po prostu mogę mieć dwie babcie w jednym mieście. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, która odpowiedź jest prawidłowa.
Zakupione modele to najpewniej Rosa rugosa. Wyglądały tak pięknie, że zostały nawet posądzone o bycie sztucznymi.

poniedziałek, 21 stycznia 2008

przeprosiny.


Oto kot przepraszający. Robi fajną minę i potem wszystko jest w porządku. Ja oczywiście dołączam się do przeprosin. A za co? Za zlekceważenie zdania ważnej jednostki. Prze-pra-sza-my!

niedziela, 20 stycznia 2008

też mi rodzina.


Graliśmy dwa razy z rzędu i obydwa pojedynki zakończyły się moją przegrana. Jeszcze żeby to był ktoś obcy. Nie! To rodzina mnie ogrywa. Na swoją obronę mam tylko tyle, że pierwsze starcie odbywało sie z włączonym programem, który istotnie zmniejsza przepustowość karty sieciowej (?), która jednak odgrywa dużą rolę w grach sieciowych. Nieistotne. Rewanż odbył się w atmosferze prawdziwego turnieju. Wiesz, wszyscy w jednym pokoju, każdy widzi swojego wirtualnego przeciwnika siedzącego na krześle obok. Mimo przyjemnego klimatu nie kończy się to dla mnie korzystnie.
Całe szczęście, że oprócz grania razem możemy jeszcze porozmawiać, pośmiać sie z czyjejś nowej żony oraz obrazić fotografa weselnego.
W Europie powstają najlepsze filmy, ale ze względu na łatwiejszą dostępność tych zza Oceanu trzeba i je oglądać. Tym razem był to pseudo-straszny thriller, którego tytułu nie warto wspominać. Nawet wprowadzenie obiektywnie ładnej dziewczyny nie spowodowało, że wytrwaliśmy do końca. Szkoda pisać. Jedyne co ewentualnie mogę uznać za zaletę to udział aktora, który w pewnym serialu wcielając sie w taksówkarza pomagał ludziom. Tyle.

Raz to za mało. Rób to tyle razy ile jesteś w stanie i masz prawdziwą ochotę na więcej. 'O tak'!

sobota, 19 stycznia 2008

to było spotkanie klasowe?


Gdybym nie odegrał w tym znaczącej roli nie pisałbym o tym wyczynie.
Pewna najbliższa mi osoba (ta ze zdjęcia), która bardzo często się uśmiecha tego feralnego dnia nie miała do tego zbyt wielu powodów. Tak mi się wydaje. Spotkanie klasowe z ludźmi z gimnazjum to w żadnym wypadku nie jest dobry pomysł. Do tego wszystkiego odbyło sie ono w żałosnym katowickim klubie, w którym płaci sie jakimiś kartami... Z pozoru wszystko wyglądało fajnie, ale wyobrażasz sobie chłopa w wieku 20 lat, który przez cała noc nie spożyje alkoholu? Ja nie. Poza tym obiecał mojej dziewczynie, że ją odwiezie do domu a to już jest poważne zobowiązanie. Oczywiście się z niego nie wywiązał. Przez niego musiałem odbyć nocny kurs, w środku nocy. Nie zgadniesz kto mi towarzyszył. Amy Winehouse! Wiem, że to nie jest dobra kobieta, ale połowa jej płyty naprawdę mi się podoba. Przepraszam.

Tego samego dnia obejrzałem jeszcze znakomity film. Jestem zwolennikiem kina hiszpańskiego, za sprawą pewnego reżysera nazywanego nie wiedzieć czemu 'gejem'. Na szczęście to tylko zdanie jednostki i nie warto się nim przejmować. Wracając do filmu - okazuje się, że wcale nie potrzeba amerykańskich gwiazd i nie wiadomo jakiej sumy pieniędzy by nakręcić dobry film. Temat dość kontrowersyjny, ale jak widziałeś 'Złe wychowanie' nie powinieneś być niczym zaskoczony. Tyle tylko, że tutaj mamy do czynienia z obojgiem płci. Ojciec ratuje żółwie, ale potrafi i po mordzie dać. Z czystym sumieniem polecam, jeśli nie jesteś zagorzałym fanem amerykańskich produkcji. 'XXY'.

piątek, 18 stycznia 2008

sam sobie tam stój.

Miało być o Sewerynie Krajewskim, ale nie będzie, bo kogo on obchodzi.

Za to dziś nie spotkało mnie nic przyjemnego w placówce PKO. W pewnym miejscu, nad stanowiskiem napisano dużymi białymi literami 'Książeczki oszczędnościowe'. Dla mnie jest to bardzo jasny komunikat. Jeśli chcę załatwić sprawę związana z wymienioną książeczką ustawiam w kolejce do tego właśnie okienka. Okazuje się, że nic nie jest takie na jakie wygląda. Gdy wreszcie dostałem się... A nie. Właściwie nie. Pani grzecznie, nie powiem, zapytała się w jakiej sprawie - a w takiej i takiej. Z reszta nieważne. Suma summarum dopiero przy trzecim stanowisku zostałem poprawnie obsłużony.
Poza tym strach do PKO wchodzić. Cały hol okupują emeryci i renciści. Nie radzę wpychać się gdziekolwiek, bo gotowi są zadźgać człowieka lagą.

czwartek, 17 stycznia 2008

blizna bez tatuażu.


Ostrzegam - to co teraz przeczytasz może okazać sie kompletnym bezsensem i uznasz, że czytając tego bloga straciłeś swój cenny czas, który mogłeś poświęcić na zrobienie czegoś innego, wzbogacającego. Istotnie, ten tekst nie ma drugiego dna.

W tym miejscu jest mały strup, którego nie widać nawet gołym okiem. To znaczy daje sie go zauważyć gdy światło pada nań pod kątem 65°. Ale nie o to, nie o to. Gdy go dotykam palcem to nic nie czuję, tylko skórę. Natomiast kiedy przyłożę usta sytuacja ulega zmianie. Ewidentnie czuć zgrubienie, co wydaje się nawet przyjemne. Lubię to robić. Całkiem normalne zachowanie. Mam na myśli dążenie do przyjemności. Bo dlaczego nie miałbym sobie po nim pojeździć ustami, poczuć, że naprawdę tam jest? Są takie chwile kiedy o nim zapominam, bo nie daje o sobie znać. Zawsze jest w tym samym miejscu, lecz obawiam się, że ta okazja nie będzie trwała wiecznie. Szkoda. Każdym powinien móc czerpać radość z posiadania własnego strupa. Cudze już nie są takie fajne. Poza tym zawsze możemy natrafić na chorobę taką jak grudkowatość bowenoidalna. Przecież strupy mogą pojawić sie gdziekolwiek - tak czy nie?

środa, 16 stycznia 2008

co łaska.


Tak, to jest zwykły deser czekoladowy z bitą śmietaną. Na rynkach europejskich istnieją znacznie smaczniejsze przysmaki. W dniu dzisiejszym po jego spożyciu nie byłem jakoś specjalnie zachwycony. Ot coś dobrego na podwieczorek.
Natomiast są takie chwile, kiedy owy deser może być wart więcej niż pieniądze. Moi koledzy z pokoju o tym wiedzieli...

A Ty co myślisz?

wtorek, 15 stycznia 2008

musiałem.

Dzień zaczął się dość dobrze, bo dorwałem dość dobre miejsce w autobusie. Poza tym, że gorąco i nie można 'zmieniać' nogi to jest to zaraz po siedzącym najlepsza pozycja. W pewnym momencie podróży, na szczęście moment niezbyt oddalony od jej zakończenia, poczułem coś co czujesz gdy dużo zjesz poprzedniego dnia i chcesz zachować wszystko dla siebie, nie wypróżniać się wieczorem. Przyznaję, że nie zrobiłem tego umyślnie. Ale wracając do 'momentu'- musiałem wyjść z autobusu o dwa przystanki wcześniej, gdyż czułem, że atmosfera wewnątrz nie do końca pozytywnie wpływa na mój i tak już nieciekawy stan. Wysiadłszy zacząłem toczyć debatę gdzie TO zrobić. Miałem do wyboru dwa miejsca:
  1. uczelnia
  2. McDonald's
Uczelnia w zasadzie nie posiada żadnych dobrych stron jeśli chodzi o załatwianie potrzeb fizjologicznych tego typu. Sedesy z pewnością nie są czyszczone regularnie a i zaopatrzenie w papier toaletowy nie odbiega jakością specjalnie.
Wybrałem przyjazną i lubianą restaurację. Wziąłem pod uwagę fakt, że niewiele czasu minęło od jej otwarcie w owym dniu, więc skromna liczba klientów zdążyła skorzystać z toalety. Do tego Panie sprzątaczki wyglądają zazwyczaj na takie, które wiedzą co należy do ich obowiązków. Zakupiłem mała Colę, bo jak wiesz za darmo nie można. W samej toalecie nie było nikogo. Musiałem załatwić TO szybko, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Trwało to mniej więcej tyle ile czasu zajmuje oddanie moczu przez kobiety i wszystkie czynności mu towarzyszące. Jakie, to musisz sobie sam odpowiedzieć, bo fakty na ten temat są różne, zależne od źródła pochodzenia.
Po wyjściu zrobiłem trzy łyki Coli, żeby nie do końca zmarnować te trzy złote i wyrzuciłem kubek do czwartego kosza, który znalazłem po wyjściu z restauracji.
Taka przygoda. Wolałbym, żeby pomimo szczęśliwego finału już sie nie powtórzyła.

sobota, 12 stycznia 2008

'to dzisiaj jest weekend? tak. co chcesz robic?'

Piątek był czterysta dwudziestym szóstym dniem bycia razem, prawda. Nie myśl sobie, że ostatnim. Minął on (ten piątek) pod znakiem oglądania katalogu Quelle. Naigrywania się z majtek podnoszących pupę, koca imitującego futro chomika oraz starych pań w ciuchach Playboy'a.
Po co świętować, po co cudować. Jak się dziecko rodzi to można świętować nowe życie.

Sobota już nie mogła być w stylu przepracowanych emerytów. Wyobrażałem sobie, że jest to miejsce dla ludzi, którzy potrafią wlać do gardła coś innego niż piwo jednak nie do końca tak jest. Po pierwsze miałem ciągłą obawę, że jakiś 'życzliwy' pozbawi mnie obuwia. Bo przecież mógłby zacząć się czołgać a wtedy podest zasłaniałby postać i już po butach. Szczęśliwie tak się nie stało. O pardon! Znów nie wiesz o co chodzi. W powyższym lokalu jest zwyczaj ściągania butów. Chcą po prostu sprawdzić czy nie masz zmian zwyrodnieniowych a przy okazji powycierać trochę Twoimi skarpetami podłogę z soli. Wróćmy do piwa. Przyszło dwóch klientów z 'koleżankami' na zajęcia z wychowania fizycznego. Dlaczego akurat tak? Mieli na sobie luźną odzież zwaną dresem a dziewczęta białe skarpety oraz spodnie podwinięte do połowy łydki. Bardzo łatwe do odczytania sygnały, co? Zamówili piwo i o dziwo oprócz całowania się umieli jeszcze mówić. Na szczęście nie można było dosłyszeć co.
Jeśli mogę jeszcze narzekać to nie pasuje mi, że lody są w jednym tylko smaku. Trafił się akurat kiepski truskawkowy. Mimo wszystko, wspólnymi siłami przewróciliśmy puchar. Z poduszek podobno wychodziły robale a obok dymili. Do tego musieliśmy uciekać, żeby obsługa przypadkiem nie przerwała nam tej 'magicznej sytuacji' - miejsce było zarezerwowane od pewnej godziny.

Postawiliśmy na sprawdzony standard. Bilard w znanym klubie na królewskim placu. Na początku ludzi było jak na lekarstwo, oba stoły wolne a potem jeden nasz. Nie ważne kto wygrał, bo to wiadomo. W chwili odpoczynku dołączyli się panowie nie do końca pełni władz umysłowych. Kłócili się trochę, ale zdolności Justyny w końcu spowodowały oddalenie się natrętów.
Spotkałem tam pewną osobę, której pierwsze zdanie wypowiedziane w moim kierunku brzmiało 'wisisz mi piwo'. Zawsze to lepsze niż smutne 'co słychać?'.
'I tak długo wytrzymaliśmy'...

Sprawdzisz mi błędy?

czwartek, 10 stycznia 2008

piły nie było w pudle.


Dobra sąsiadka przyniosła z apteki, w której pracuje żel stomatologiczny. Posmarowałem się nim i w żaden sposób nie odczułem zmiany nastroju. Natomiast w pewnym momencie czułem się jak naćpany i nie potrafiłem przestać sie uśmiechać. Amfetaminę też wciera się w zęby? Ja nie będę sprzątał pokoju o godzinie dwunastej w nocy. Nie będę również reperował radia o trzeciej nad ranem. Zażyłem tylko niegroźnego lekarstwa.

Drugie podejście do popcornu zakończone atakiem kulek. Nie wiemy dlaczego w porcji pojawiła się ogromna liczba ziaren, które nie do końca przekształciły się w 'to dobre'. Dało się jednak zjeść. Nie szkodzi, ze kulki wyplute potrafiły wrócić do moich ust bez pardonu. Rozpoznałem je po wilgotnej skorupce.
Prażona kukurydza pojawiła sie dlatego, że na ekranie wyświetlano film pod tytułem 'Piła IV'. Trailer, jak to trailer, budził bardzo pozytywne emocje. Aż chciało się zaraz oglądać pełną wersję. Natomiast gdy już dostąpił nas ten zaszczyt... Ręce przez cały seans bez problemu mogłyby pozostać suche w kieszeniach. Skomplikowane gry pana Kramera już nie straszą jak kiedyś. Jestem pełen nadziei na nie pojawienie się piątej części.

środa, 9 stycznia 2008

fotel z framugą.

Była Cruz, była Kidman sprzed dziewiętnastu lat. Nie jestem fanem jej (tej drugiej) urody, ale już wtedy nie zachwycała.

Wykręciwszy się szczątkami choroby z uśmiechem nasłuchiwałem jak moja dziewczyna męczy się z fotelem przeciskając go pomiędzy framugami. Z cała pewnością poszło Jej lepiej niż z popcornem.

Żeby było coś na czasie: nasza-klasa wciąż kuleje...

wtorek, 8 stycznia 2008

leber.

Odkąd naprawdę zacząłem używać swojego mózgu, czyli jakoś w połowie liceum, twierdzę, że choroba się mnie nie ima, czepia, łapie- jak kto woli. Dlatego z tego miejsca pragnę poinformować, że gro usprawiedliwień lekarskich było wystawionych z przymusu, a co za tym idzie nie do końca odzwierciedlały prawdziwy stan ciała. Bo to kartkówka, marne zaliczenie a czasami po prostu najzdrowsze lenistwo. Jeśli ktokolwiek czuje się oszukany to bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że za to wyznanie nie będę pozbawiony wolności...
Czemu o tym pisze? Dzisiaj masz do czynienia z dniem wyznań. Jestem chory, tak prawdziwie i czynność, która byłaby w stanie mnie z tego wyciągnąć nie może mieć miejsca, bo po prostu nie mam na nią siły. Á propos choroby- do końca nie wiem cóż to jest, bo lekarz zdiagnozował mnie na podstawie rzucenia okiem na moje ('tylko') zaczerwienione gardło i tego co zdołałem powiedzieć do czasu aż mi bezczelnie przerwał. Normalnego człowieka pewnie nie obchodziły by moje objawy, ale on jest lekarzem i powinien sie zainteresować pacjentem. Chyba, że teraz jest nowa dyscyplina pracy: kto 'wyleczy' więcej ludzi w ciągu dnióweczki. Jeśli szanowny Pan Doktor bierze udział w tych zawodach to życzę powodzenia, na pewno zajmuje Pan jedną z czołowych pozycji, psia mać.
Nie wierze w lecznictwo publiczne. W prywatne, z moim małym doświadczeniem jako chorego, również nieszczególnie. Natomiast obserwując przebieg leczenia moich najbliższych obraz wcale nie staje się kolorowy. Taka prawda.
Radzę Ci sie zastanowić nad skutecznością polskich lekarzy.

Muszę się już położyć. Rychłego powrotu do zdrowia wszystkim cierpiącym.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

nie, to nie 'smród'.


Istnieje taki dzień, kiedy w wannie pływa ryba, czasem dwie. W tym konkretnym wypadku dwie- żeby nie były smutne, gdy dostają drewnianą łyżką po grzbiecie.
Z pozoru nic złego nie może im się tam przytrafić. Otóż może, nawet musi. I to niejedno. Wszystko to z ręki tego młodego człowieka (4), który nie zna litości. Chwytanie za tylną płetwę, unoszenie ponad powierzchnie wody, przyciskanie do ściany wanny to tylko niektóre z dostępnych tortur. Zero taryfy ulgowej, bo to przecież tylko zwierzęta. Gdyby coś im naprawdę dolegało to za parę dni po tragicznych doświadczeniach nam o tym powiedzą, prawda?

Maltretowanie ryb to nie jedyna rozrywka w życiu- trzeba zrobić przerwę na oglądania bajki. W ten czas może również nastąpić wymiana wrażeń na temat osobników z wanny. 'Śmierdzą te rybki, co?' spotkało się z aprobatą dziecięcia.
Po minutach odpoczynku ryby zostały zaatakowane zupełnie nieprzewidzianą bronią. Mydłem! Sądząc z głośnych komentarzy starszyzny był to atak zmasowany w postaci kilku mydeł. Dla ryb raczej nic przyjemnego... Wytłumaczenie jest bardzo proste: 'Chciałem umyć rybki, bo śmierdzą'. Wszystko w tym temacie.

Powinienem czuć się choć trochę winny?

niedziela, 6 stycznia 2008

gula.


O tak! Myślę, że tą sesję również mogę zaliczyć do udanych. Zdjęć dobrych powstało sporo choć uważam, że jestem blokowany przez aparat, jego marne możliwości. Mam już wprawdzie upatrzonego dSLR-a i muszę tylko zgromadzić odpowiednią kwotę. To nic...
Poza tym była jeszcze nauka Photoshopa. Ja w roli nauczyciela. Bardzo kiepskiego nauczyciela. Jeden zły ruch ucznia i jestem gotów go udusić. Naprawdę nie sprawdzam się w tej roli.

Spożycie złotego trunku w ilościach śladowych nie spowodowało reakcji ubocznej w postaci nagłej ochoty na sen. U żadnej ze stron.

Czasem czuję ból w okolicach krtani, który nasila sie podczas przełykania śliny. Statystyki mówią, że mężczyźni rzadziej chorują na raka w tych okolicach. 'Ciocia Basia też ma taką gule'. Nie wiem co gorsze- to, że według Jej diagnozy mam raka czy fakt, że jestem kobietą. Mam sposób, żeby obalić drugą tezę.

Hmm, chyba prowadzę zła praktykę, gdyż wydarzenia opisuję dopiero dnia następnego a zdaje się nie taka jest idea bloga. Postaram sie to w krótkim okresie zmienić. Mam jednak coś na swoje usprawiedliwienie- Ona nie pozwala...

sobota, 5 stycznia 2008

jeden.


To co widzisz u góry to oczywiście popcorn. Przygotowany przeze mnie bądź Justynę metodą prób i błędów w mieszkaniu. Do pewnego momentu szło dobrze i wydawał sie być taki jak w kinie, lecz później z powodów od nas niezależnych... Katastrofa. Zawartość garnka (bo nie patelni) osiągnęła niebezpiecznie wysoką temperaturę i cała kuchnia w mgnieniu oka pokryła się dymem. W tym momencie nasza rola ograniczyła się do otwarcia okna, włączenia pochłaniacza i opuszczenia pomieszczenia, co było nieco utrudnione poprzez bardzo słabą widoczność. Jakkolwiek udało się. Jeśli sie zmartwiłeś to uspokajam- żadna z zamieszanych osób nie ucierpiała.
Zapytasz po co popcorn. Justa wypożyczyła film z wideoteki za bagatela osiem złotych! Należało, więc jakoś godnie go przyjąć. 'Numer 23' z Carrey'em jako główny bohater. Pierwszy raz mam do czynienia z tym aktorem w roli innej niż głupek i pajac. Cały film czekałem, aż zrobi minę w stylu Ace Ventura. O dziwo nie doczekałem się i produkcja w jakiś tam sposób trzymała w napięciu. Jeśli masz okazję wypożyczyć go na dvd w cenie siedmiu złotych to nie zastanawiaj się.

Potem było fajnie, choć byliśmy sami. Dla niektórych to wada.

Jak na pierwszy raz chyba wystarczy, co?