niedziela, 20 kwietnia 2008

melodia znana i lubiana.


Stoisz na środku studia. Wokół Ciebie setki ludzi wiwatuje, z radością podskakuje miarowo, gwiżdże. W geście podziękowania całujesz swoją dłoń i podnosisz wysoko w górę tak, by ci z ostatniego rzędu mogli ją zobaczyć. Zespól odgrywa dżingiel, informując, że zaraz zacznie się finałowa runda. Na kręgosłupie czujesz zimny pot, który niepostrzeżenie tworzy ciemne pola na Twojej nowej aksamitnej koszuli, zakupionej specjalnie na tę okazję. Czujesz się poddenerwowana. Egzaltujący tłum milknie uciszony gestem prowadzącego. Teraz jesteś już tylko Ty i siedem kawałków, których najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie słyszałaś. Każda nuta to cenne sekundy, warte wielokrotność średniego wynagrodzenia. Słyszysz pierwszy dźwięk i już wiesz, że będzie to Twoja chwila. Wszystko idzie jak z płatka. Widzowie w studio jak makiem zasiał. Rodzina przed telewizorem siniaczy sobie kciuki. Zostało dziesięć sekund do końca, ostatnia melodia. Podejmujesz decyzję trudniejszą niż ta czy wziąć udział w programie. Robert spogląda w Twoje oczy błagającym wzrokiem. Chce wręczyć Ci te 15310 złotych. Zerkasz na niego z dylematem. Tom Jones czy Leonard Cohen? Suzzane! Tak, to ten utwór. Ty już wiesz - cały świat zamarł. Otwierasz usta by podać tytuł i wtedy dzieje się coś strasznego. Guma do żucia, o której kompletnie zapomniałaś daje o sobie znać. Wysuwa się na pierwszy plan. Chce być na ustach. Z trudem udaje Ci się ją powstrzymać - szybkim ruchem wsadzasz dwa palce przez otwór gębowy, chwytasz intruza i przyklejasz go do scenografii. W międzyczasie wykrzykujesz imię tej pięknej kobiety z lokami. Prowadzący wyraża swoja afirmacje radosnym tańcem wokół własnej osi pionowej. Udało się. Wygrałaś odcinek. Spotkamy się w kolejnym. Gumę weź ze sobą z powrotem. Na szczęście...

1 komentarz: