piątek, 4 lipca 2008

taki.

Picie piwa w tak zwanym plenerze jest o wiele przyjemniejsze niż w zapoconym pubie. Podczas podróży można przygotować się do spożycia. My na przykład użyliśmy do tego celu przestępstw. Chodzi oczywiście o wtargnięcie na teren prywatny. Chociaż... wtargnięciem nie można tego nazwać, bo dziura w płocie była ogromna, że chyba traktor tamtędy wjeżdżał. Nogi nam pokaleczył jakiś oset, wyjścia z drugiej strony nie było, kabel do prądu czy coś podłączony na środku drogi leżał. Próbowałem prowizoryczne umocowanie płotu zniszczyć, ale to wcale nie ułatwiłoby nam przedostania się na drugą stronę. Zdecydowaliśmy się wznowić poszukiwania wyjścia za wzniesieniem. Było tylko, że należało położyć się na trawie, twarzą zwróconą na wprost pokrzyw i przeczołgać się pod drutem kolczastym. Wbrew pozorom nie takie trudne zadanie, tylko raz zahaczyłem delikatnie o spodnie. Opłacało się. Bunkier jeszcze nagrzany podczas upalnego dnia powoli oddawał ciepło. Rozmowy o planie dwuletnim, czyli robienie z izby trzech pokoi. Temat na, który nie było wcześniej odwagi i alkohol ponoć rozwiązuje języki i pozwala pytać. Później okazało się, że jesteśmy w doskonałym punkcie obserwacyjnym - ze wszystkich stron można było obserwować błyskające w oddali pioruny. Niestety piwo się skończyło i wartkim krokiem udaliśmy się do domów. Na szczęście, gdyż za 10 minut zaczęła się ulewa - to sie nazywa timing. A to na pamiątkę czasów, które już raczej nie wrócą:


W ogóle tego dnia dowiedziałem się, że będę miał swój pierwszy. Babcia mówi, że kiedyś trzeba zacząć. Pomoże, więc może. Zobaczymy, bo ponoć mam o niego dbać.

1 komentarz: