środa, 1 października 2008

nowi.

Zaczęło się od mojego cudownego wyczucia czasu. Pojawiłem się 40 minut za wcześnie - tak jakbym nie wiedział ile czasu zajmuje podróż spod mojego domu do Katowic, nawet podczas wzmożonego ruchu. Korzystając z okazji sprawdziłem odległości do przystanków tramwajowych, innych uczelni i sklepów. Jakieś małe cygany mnie przestraszyły, ale to już ryzyko dzielnicy. Spotkanie adaptacyjne miało się rozpocząć o godzinie 13:00 w auli A, z tym, że niewiele osób wiedziało gdzie ona się znajduje. Pomimo nabycia świadomości wciąż staliśmy z pierwszakami w kolejce, kiedy to nasz rocznik siedział na auli i słuchał smutów o bezpieczeństwie i budowie wydziału. A do czego była kolejka? Do legitymacji, bo indeksy ponoć na auli rozdawali. Nieważne. Myślę, że tym małym oszustwem zaoszczędziliśmy dobre dwie godziny. Natomiast poznaliśmy już Magdę (a myślałem, że Martę), która wypowiedziała słowo klucz - "wymiana informacji"... Teraz pozostaje tylko mieć nadzieje, iż będziemy w tej samej grupie. Spotkałem kolegę z liceum, który rozpoczyna kolejny kierunek. Niestety nie w mojej grupie. A ile się naszukałem dziekanatu. Na jednym piętrze po trzy wydziały, studenci też nie są zbyt zorientowani. W końcu znalazłem... ten studiów niestacjonarnych. Pani chętna do rozmowy, udzielania informacji. Aż się spociłem od tego biegania a przecież nie wypada źle wypaść przed nowymi koleżankami i kolegami. Zresztą pies to trącał.
Byłem też w szpitalu. Na oddziale chorób wewnętrznych. Większość sal przyprawiał mnie o mdłości - syf i malaria. Ludzie wyglądali jak w hospicjum a nie czekali na uleczenie. Przepadam za szpitalami, właściwie chyba za takim klimatem również, ale tylko jak siedzę w domu. Gdy jestem na miejscu ten wewnętrzny maczo gdzieś się ulatnia. Mój przystanek był na urologi i znalezienie tegoż oddziału było nie lada wyzwaniem. Oznaczenia (a raczej ich brak) żywcem zerżnięte z polskich dróg. Po kliku nerwowych rozmowach telefonicznych wreszcie dotarliśmy na miejsce. Korytarz i sale ładnie odmalowane, prawie nie czuć, że budynek ma z pięćset lat. Noo, może dopóki nie spojrzy się na odpadający balkon. Telewizor za 4 złote można oglądać przez trzy godziny. Szczerze? Spodziewałem się wyższej stawki. Ciekawe kiedy zaczną montować komputery z dostępem do szerokopasmowego Internetu w salach... Cztery łóżka z ładnym kocykami i całkiem bez przepełnienia.
A Justynka już jest zbyt długo chora...

2 komentarze:

  1. W naszej grupie:) A gdzie zdjęcie legitymacji:D ( czy jak stara to nie ma sensu się chwalić:)

    OdpowiedzUsuń