Dzisiejszy przykład po raz n-ty pochodzi z autobusu, ale w odmiennym charakterze. Był wnet kwadrans po dwudziestej drugiej. Autobus stał na przystanku z wyłączonym silnikiem. Wewnątrz, oprócz nas, było dwóch innych pasażerów. Czas odjazdu wyznaczony przez rozkład jazdy mijał. Jeden z pasażerów zbulwersowany opóźnieniem podniósł lament. Najpierw swoje słowa skierował do współpasażera, który skonstatował fakt przedłużonego postoju. Wtem pierwszy z nich zdobył się na odwagę i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę kierowcy. Głośne napomnienia powtarzane dwukrotne nie dały rezultatu. Dopiero dotyk bezpośredni ramienia osoby uprawnionej do kierowania pojazdem silnikowym, jakim jest autobus poskutkował. Okazało się, że cep zasnął. Po zbudzeniu poczuł się w obowiązku i czym prędzej zapuścił silnik i ruszył. Współczuję tym, którzy jechali do ostatniego przystanka, bo całkiem prawdopodobne, że kierowca mógłby ponownie przysnąć... Takie ważne w naszym życiu jest słowo.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz