sobota, 10 stycznia 2009

zemsta.

Zabili mi kuzyna. Na jego własnym ślubie. Byłem świadkiem i znam ludzi, którzy nasłali na niego te ścierwa. "Małych" już nie ma, ale do zniszczenia tych, którzy są za to odpowiedzialni muszę się przygotować. Muszę to zrobić zanim Mallorie wypłacze sobie oczy. Pierwsze, co zrobię to odpocznę. Jestem przemęczony, za dużo na siebie biorę...
Zaraz po ceremonii udaję się na zasłużony odpoczynek. Chociaż moje łóżko nie jest szczególnie wygodne to rozprostowane na nim kości zaczynają boleć z radości. Przespałem równe 12 godzin. Mam gdzieś śniadanie - muszę opracować plan ataku. To jest teraz najważniejsze! Pierwsza rzecz, która jest mi niezbędna, by zakończyć sprawę z powodzeniem to uzbrojenie. Znam miejsce, gdzie w spokoju mogę się zaopatrzyć w to i owo. Wsiadam do auta, rozkoszując się muzyką Dona Ray. Docieram do sklepu i już w progu wiem, co kupię. Absolutnie konieczną kamizelkę kuloodporną, M16 do celów średniego dystansu i karabin snajperski, by trafić dokładnie tam gdzie chcę. Wydałem trochę za dużo, ale to wszystko ku czci kuzyna a nie chcę też żebym z powodu jednego brakującego magazynka musiał do niego dołączyć... Mój amerykański sen musi trwać. Jestem już odpowiednio wyposażony, mogę ruszać dalej. Wtem dzwoni L. J. z informacją, że namierzył kogoś z ekipy oprawców mojego kuzyna i każe przybyć na Koresh Square. Nie oszczędzam wozu, by dotrzeć tam jak najszybciej. Jacob już na mnie czeka. Niestety obiekt się spostrzegł i zaczęli do nas strzelać. Zachowujemy zimną krew, gdyż ci dwaj mają nas doprowadzić do Pegorino i Dimitrija, zatem nie mogą zginąć. Pościg trwa zbyt długo, coraz trudniej jest mi utrzymać nerwy na wodzy. Wreszcie docieramy do starego kasyna, gdzie zaszyły się te szczury. Oczywiście nie są sami i nad ich bezpieczeństwem czuwa cała zgraja tępaków. Nie stanowią dla mnie problemu, ponieważ ich szef poskąpił kasy na pożądne wyszkolenie. Kiedy wszyscy już dogorywają docieram do wnętrza i na moich oczach rozgrywa się niespodziewana scena. Dimitri zabija Pegorino. A miałem to zrobić osobiście! Trudno, ważne, że ma to, na co zasłużył. Ruszam za tym drugim, na dach. Spotyka mnie przykra niespodzianka - szumowina wsiada na pokład śmigłowca. Biorę tyłek w troki i ile sił pędzę, aby go dorwać. Niestety, ostatnie co mi pozostało to płozy. Dimitri nie jest głupcem, nie ryzykuje, bo wie, że nie ma najmniejszych szans w starciu ze mną. Dla swojego bezpieczeństwa zrzuca mnie... do wody. Debil zostawił za sobą zacumowaną motorówkę i zdaje się, że jest to jedyny sposób, żeby nie straciś go z oczu. Pytanie: gdzie Jacob? Tym dziadowstem w życiu nie dogonię helikoptera - co robić, co robić? Oho, jest mój czarnoskóry przyjaciel. W śmigłowcu wyższej klasy, niż ten, którego wrak chciałbym zobaczyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz