niedziela, 8 lutego 2009

11 lutego.

Za kilka dni obchodzić będziemy Światowy Dzień Chorego. Mam problem z porównaniem tegoż dnia z jakimś innym świętem. Do głowy przychodzą mi dwie możliwości, najpewniej nie do końca porównywalne. Mianowicie, Wszystkich Świętych i Dzień Dziecka. Podczas pierwszego z nich odwiedzamy zmarłych bliskich (naszemu sercu, niekoniecznie geograficznie) na cmentarzach komunalnych a wieczorami spotykamy się w domach rodzinnych, by porozmawiać o tym i tamtym. Nierzadko w towarzystwie wina. Chyba, że inne rody tak nie robią... Z kolei Dzień Dziecka to radość i zabawa wśród najmłodszych. Na festynach i placach zabaw. Stroniąc od alkoholu - zdecydowanie. I tu pojawia się problem. Jak znaleźć wspólny mianownik wszystkich trzech świąt. Spróbuję przedstawić moje wyobrażenie na temat obchodów Dnia Chorego. Najlepszymi przykładami są te przerysowane, więc mój oczywiście też taki będzie. Wybieramy się z wizytą na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Znajdujemy sobie jakiegoś pacjenta, który oddycha z pomocą aparatury medycznej i jest mocno nieprzytomny, ma ostrą niewydolność nerek i złamane kończyny dolne, nogi ma złamane. Przystawiamy do łózka krzesło, wyciągamy z torby butelkę wódki, nalewamy choremu i sobie po jednym. Wiwatujemy na całe gardło"Sto lat", "Niech mu gwiazdka pomyślności". Siostra oddziałowa w czapce klowna podaje choremu dodatkową ilość kroplówki, w tle radio nadaje Belye Rozy. Na trzeźwo to już tak nie śmieszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz