środa, 13 maja 2009

95+6%.

Jak ja się tego bałem. To chyba jest jakaś choroba - zabronić swojej dziewczynie robienia czegokolwiek z włosami. Nawet Gaby, która była modelką tłumaczyła swojej córce, że ważne jest wnętrze a nie to, jak się wygląda. Jej manifest w tej sprawie był raczej zbyt radykalny, ale w naszym przypadku chyba nie chodziło o udowodnienie czegoś. Po prostu Justynka chciała pokazać, że po zafarbowaniu włosów wciąż można ładnie wyglądać. Udało się. Teraz mi wstyd, że tak się uniosłem w samochodzie a przecież wtedy jeszcze nie wiedziałem jak efekt końcowy mnie miło zaskoczy. Nie chcę się domagać, ale kiedyś miałem obiecane, że obetnie się "na Penny". Powiedzmy, że na razie odraczam wykonalność. Ja to w ogóle nie przepadam za chodzeniem do fryzjera. Nie lubię, gdy ktoś mi we włosach grzebie i zawsze mam obawę, że będę wyglądał jeszcze gorzej niż przed wizytą i odwlekam ją w nieskończoność. Czasami ciągnie się to tak długo, że zarastam jak małpa i nawet najgorsza fryzjerka sprawiła by, że sytuacja nie miała by aż tak negatywnej postaci. Ktoś lubi fryzjerki? Nikt? Wiedziałem. Z fryzjerami może być trochę inaczej. Dziewczyna na fotelu pomyśli sobie: "Hmm, jakie zręczne paluszki, tak szybko przebierają. Można by to jakoś wykorzystać...". Natomiast facet nie jest w stanie sprawdzić tych umiejętności fryzjerki, które mogłyby mu przysporzyć trochę przyjemności. Wiadomo tylko, że mogłaby zmywać gary, nosić siaty i prać. No, ale to już chyba każda potrafi. Tak więc nie szukaj fryzjerki w salonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz