poniedziałek, 4 maja 2009

badajmy się nawzajem.

Za dawnych czasów badano dzieci drewnianymi szpatułkami. Pamiętam to odrzucające uczucie, kiedy to pseudomiła pani doktór wsadzała chropowaty drewniany kijek do gardła. Od samego dotyku można było dostać anginy a już na pewno powodował odruch wymiotny. Targany tymi wspomnieniami nie potrafiłem sobie odmówić wzięcia tego patyczka ze sobą na zajęcia. Jednak zanim się one zaczęły siedzieliśmy przed uczelnią korzystając ze słońca i chłodu, delektując się lodami. Chciałem nawet zainteresować tym patyczkiem pewnego trzylatka, lecz patrzał się tylko na mnie dziwną miną. Wrócił do ręki mamy. No nic, szpatułka powędrowała ze mną na ćwiczenia by przynieść szczęście na kartkówce. Taki był formalny powód. Oczywiście tak naprawdę wziąłem ten kijek tylko po to, by pobrać niezliczoną liczbę wymazów. Nie szkodzi, że kij ma tylko dwa końce. Wydzieliny z różnego rodzaju narządów nie zleją się w jedno, więc nie wadziły. Gadają mi tu i nie wiem co napisałem. Myślę, że przyszłość należy do Banku Krwi Pępowinowej.

1 komentarz: