niedziela, 21 czerwca 2009

romatische.

To była naprawdę romantyczna niedziela. Jeszcze przed 11 byłem na Księżej Górze w tą jakże słonecznie zapowiadającą się niedzielę. Czekałem na pana R., z którym udaliśmy się w błotnistą podróż do M., czyli jego Dąbrówki nie wiedzieć czemu zwanej Wielką. Cel był wręcz charytatywny, bo indeks to przecież taka mała cegiełka... nadziei. Tryskało błoto wprost na nasze śniade twarze a dziewczyny wydawały się wołać "Szybcy, zwinni, opaleni". Wycieczka zakończyła się uściskiem... dłoni i strzepnięciem resztek kapusty z koszulki. Gdybyśmy tylko mogli spędzić ze sobą trochę więcej czasu na pewno udałoby mi się go przeciągnąć na tą lepszą, lewą stronę. Nie dość miałem męskiego kontaktu i poprosiłem innego kolegę o spotkanie. Och, P. zgodził się bez tego standardowego mojego mizdrzenia się. W jego oczach widać pewność siebie i świadomość własnej wartości. Tym razem było bardziej romantycznie niż przed południem - deszcz zaczął padać na nasze umięśnione ramiona i można było poczuć wolę walki koło w koło, czy coś. Udaliśmy się w nieznane szukając tej góry wielkiej, by nasze wspomnienia rozpaliły się na nowo. Znaleźliśmy ten szczyt, ten wznios. Nawet te stare (nie młode) babcie, które wskazały nam okrężną drogę do celu nie zniechęciły nas do dojścia doń. Oby takie czasy trwały wiecznie. Ha ha, teraz można zadać tylko jedno pytanie: "You gay"? Napisałem to w takim tonie żeby było śmiesznie. Moja dziewczyna poświęca ostatni weekend dla zaliczenia ostatniego egzaminu na piątkę to ja mogę sobie pozwolić na chwileczkę zapomnienia się. Tak, zapomniałem się pisząc to. Znów zostanę zwyzywany. Ach, ta mniejszość zawsze ma pod górę. Teraz już tylko idź, idź do jej matki na niedziele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz