wtorek, 23 lutego 2010

sza(r)lej.

Swego czasu w pewnym autobusie, pewnie już wiecie która linia, reklamowano spotkania okrzyknięte mianem "Piekarskich nocy bluesowych", czy coś. Od pewnego czasu mam wrażenie, że jestem uczestnikiem podobnych spotkań, z tym że nikt nie posiada harmonijki a chrypa wywołana jest zazwyczaj tylko przeziębieniem. I okazją raczej nie jest jam session. Otóż powody są zwykle (do tej pory) tylko dwa: praca w grupie nad zadaniem z uczelni lub... no właśnie... to co wszyscy wiedzą a nikt nie mówi głośno. Pewnie między innymi z tego powodu owe miejsce kojarzy mi się z przenikaniem dwóch światów - realnego i jakby nie w pełni świadomego. Najgorzej gdy się stamtąd dzwoni po taryfę to dyspozytorka bezczelnie pyta o adres a kierowca wewnątrz potrafi tylko wydusić z siebie "gdzie jedziemy?". No i my się dziwimy, że on nas nie zna i nie wie.

PS To napisałem po...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz