środa, 16 czerwca 2010

koń.

Pamiętacie tę reklamę "bo koń to..."? Ona akurat dotyczyła poważnego tematu, lecz uważam, że zwierze to nie powinno być tak niedoceniane. I wcale nie chodzi o bezsensowne siadanie im na grzbiecie i podskakiwanie jakby owsiki nam się dopierały do tego... tam. Kooń, w gospodarstwie potrzebny bardzo jest. Nie świadczy o zacofaniu farmy. W państwach bardziej rozwiniętych niż nasz, tj. we Francji, w Niemczech na nowo odkryto drzemiący w koniach potencjał. Do tego stopnia, że inżynierowie opracowują specjalne maszyny, które tą końską moc wykorzystają. Niesamowite. A ileż to paliwa można zaoszczędzić zaprzęgając takie zwierze do pracy, hyy... Konie, jak to ludzie, też się ze sobą porozumiewają. Kiedyś widziałem nawet aplikację do telefonu, która służyła do tłumaczenia mowy popularnych zwierząt hodowlanych. Zastanawiam się, czy konie rozmawiają ze sobą czasem o tym, dlaczego to właśnie one muszą ciągnąć za sobą te furmanki, pługi, w wyjątkowych okolicznościach karoce. Przecież jest tyle zwierząt na ziemi, aż ciężko zliczyć je wszystkie. W każdym razie daleko szukać nie trzeba. Weźmy pierwszą lepszą z brzegu krowę. Toż to prawie koń, tylko między nogami jakby więcej jej wisi. Cóż wielkiego by się stało, gdyby takiej polskiej czerwonej pług dwuskibowy zaczepić? No przecież by się nie rozpłakała. Można by nawet czaprak, siodło, ogłowie założyć i do kościoła na sumę podjechać. Są i mniejsze zwierzęta. Króliki na ten przykład. Gdyby tak wyuczyć je wygrzebywania ziemniaków. Wpuściłoby się w pole dwadzieścia króli i robota by szła aż miło. Pointując: koni na gospodarce nie należy faworyzować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz