sobota, 12 stycznia 2008

'to dzisiaj jest weekend? tak. co chcesz robic?'

Piątek był czterysta dwudziestym szóstym dniem bycia razem, prawda. Nie myśl sobie, że ostatnim. Minął on (ten piątek) pod znakiem oglądania katalogu Quelle. Naigrywania się z majtek podnoszących pupę, koca imitującego futro chomika oraz starych pań w ciuchach Playboy'a.
Po co świętować, po co cudować. Jak się dziecko rodzi to można świętować nowe życie.

Sobota już nie mogła być w stylu przepracowanych emerytów. Wyobrażałem sobie, że jest to miejsce dla ludzi, którzy potrafią wlać do gardła coś innego niż piwo jednak nie do końca tak jest. Po pierwsze miałem ciągłą obawę, że jakiś 'życzliwy' pozbawi mnie obuwia. Bo przecież mógłby zacząć się czołgać a wtedy podest zasłaniałby postać i już po butach. Szczęśliwie tak się nie stało. O pardon! Znów nie wiesz o co chodzi. W powyższym lokalu jest zwyczaj ściągania butów. Chcą po prostu sprawdzić czy nie masz zmian zwyrodnieniowych a przy okazji powycierać trochę Twoimi skarpetami podłogę z soli. Wróćmy do piwa. Przyszło dwóch klientów z 'koleżankami' na zajęcia z wychowania fizycznego. Dlaczego akurat tak? Mieli na sobie luźną odzież zwaną dresem a dziewczęta białe skarpety oraz spodnie podwinięte do połowy łydki. Bardzo łatwe do odczytania sygnały, co? Zamówili piwo i o dziwo oprócz całowania się umieli jeszcze mówić. Na szczęście nie można było dosłyszeć co.
Jeśli mogę jeszcze narzekać to nie pasuje mi, że lody są w jednym tylko smaku. Trafił się akurat kiepski truskawkowy. Mimo wszystko, wspólnymi siłami przewróciliśmy puchar. Z poduszek podobno wychodziły robale a obok dymili. Do tego musieliśmy uciekać, żeby obsługa przypadkiem nie przerwała nam tej 'magicznej sytuacji' - miejsce było zarezerwowane od pewnej godziny.

Postawiliśmy na sprawdzony standard. Bilard w znanym klubie na królewskim placu. Na początku ludzi było jak na lekarstwo, oba stoły wolne a potem jeden nasz. Nie ważne kto wygrał, bo to wiadomo. W chwili odpoczynku dołączyli się panowie nie do końca pełni władz umysłowych. Kłócili się trochę, ale zdolności Justyny w końcu spowodowały oddalenie się natrętów.
Spotkałem tam pewną osobę, której pierwsze zdanie wypowiedziane w moim kierunku brzmiało 'wisisz mi piwo'. Zawsze to lepsze niż smutne 'co słychać?'.
'I tak długo wytrzymaliśmy'...

Sprawdzisz mi błędy?

2 komentarze:

  1. to nie jest smutne 'co słychać' to jest żałosne, bo to nie jest 'miło cie widzieć'

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się. fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń