niedziela, 1 czerwca 2008

1 czerwca.


Jest godzina 00:33. Zaczął się ulubiony miesiąc wszystkich uczniów, bo właśnie teraz kończy się szkoła. Dziś na dobry początek mamy Dzień Dziecka. Cokolwiek to znaczy, każdy ma prawo świętować. To jednak nie koniec świąt, są jeszcze inne. Czerwiec moim miesiącem. Pod biurkiem jest już tak gorąco, że wytrzymać się nie da, śrubki nie chcą się wkręcać... Aż strach pomyśleć, co będzie za dwa tygodnie. Tragedia. Szliśmy do ogromnej dziury z czerwoną piętą, po kamieniach. Żaby głośno oznajmiały swój status seksualny. A lód nawet był dobry, ale ja nie miałem z truskawkami. Dziewczęta lubią truskawki. Jedna porcja ląduje w żołądku Pati (żeby jej wiatr nie zwiewał - wciąż) wraz ze śmietaną.
Maść pachnie jak nowe płyty cd-r a okna w nocy wydają się być czyste.

Taa, Wendy Torrance... Dziwne, na pierwszy rzut oka nie widać związku pomiędzy odtwórczynią tej roli a kimś mającym znaczący wpływ na powstanie filmu. Może warunkiem otrzymania angażu była "ponadprzeciętna" uroda. Kurcze, ona sama w sobie jest okrutna - kij i nóż są zbędne. Dostrzegam pewne podobieństwo do kogoś, kto żyje na Starym Kontynencie, tuż niedaleko, ale nie odważę się... Ugh. Poza tym to nuda. Jack interesująco, lecz nie specjalnie. Z kolei Danny fenomenalnie. Przejażdżki po hotelu na trójkołowcu jedyne w swoim rodzaju. Jeden z pięciu tysięcy.

1 komentarz: