sobota, 12 lipca 2008

deszcz i słońce.


Ponoć broda nie powinna być obcięta i w założeniach miała nie być obcięta, ale czasem zdarza się myśleć nie o tym co trzeba. Poza tym zdjęcie pochodzi z udanej sesji, która niestety odbywała się głównie w deszczu. Dodatkowo w miejscu okraszonym złą sławą. Stary kierowca ciężarówki rzekł, że ostatnio miała miejsce tam "śmierć na miejscu". Niezbyt to wiarygodne, ale niech mu będzie...
Hallam Foe. Nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego po tej pozycji. Najważniejsze jest to, że nie nudzi. Nawet zaciekawia. Tytułowy bohater próbuje wyjaśnić prawdziwą przyczynę śmierci swojej matki. Obwinia macochę (wizualnie przyjemna Clair Forlani - grała w mojej ulubionej części Akademii Policyjnej a także Joe Black), starając się udowodnić jej winę. Dochodzi między nimi do kontaktu fizycznego, który zmusza chłopca do opuszczenia domu rodzinnego. W mieście spotyka kobietę, która łudząco przypomina jego zmarła matkę. I jak można się spodziewać zaspokaja również jej potrzeby seksualne. Czegoś takiego w filmie jeszcze nie widziałem, żeby syn kochał się z matką. W roli głównej Jamie Bell, czyli słynny Billy Elliot. Obraz można potraktować jako prezentacje przygód chłopaka, jednak głównie chodzi o pokazanie jego wewnętrznego żalu i prawdziwej miłości syna do rodzicielki. Mam nadzieje, że nie żadnej homo, gdyż bohater nieraz przebiera się w matczyne ubrania. Godny polecenia na sobotni wieczór. A Kung Fu Panda musi jeszcze poczakać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz