poniedziałek, 14 lipca 2008

prawie jak lebowski.

Niespodzianki są fajne. Czekamy na czarne auto - niepotrzebnie. Przyjechało po nas Tico w najpopularniejszym wiśniowym kolorze, z pełną elektryką i tylko felg aluminiowych mu brakowało. Faktycznie, legenda o tym, że całkiem dobrze jedzie w przód zawiera ziarnko prawdy. Trochę dziwnie zachowują się pasy na tylnej kanapie - mój był ustawiony na jakiegoś stu kilowego grubasa, za to Justynę chciał udusić. Próba ich regulacji niczym nie skutkowała, więc musiałem zaryzykować to życie dla szczytnego celu. Mianowicie pokonanie sióstr S. (to nazwisko przecież i tak nie ma znaczenia) oraz ich mężów w kręgle. Po części się to udało, lecz mogło być zdecydowanie lepiej. Przez kilka pierwszych kolejek opanowywałem technikę i szukałem odpowiedniej kuli. Z perspektywy mogę powiedzieć, że nie ma takiej. Moje ogromne paluchy blokują się nawet w największych dziurach, co po kilku pchnięciach powoduje ból utrudniający poprawne rozbicie. Muszę wymyślić jakiś sposób na zabezpieczenie się przed tego typu... kontuzjami.
Jednym z nieodłącznych atrybutów kręglarza są specjalne buty. Ja oczywiście tępo przez kilka lat kupowałem rozmiar 44, dochodzący nawet do 44 i pół. O taką wielkość zatem poprosiłem pana z obsługi. Jeszcze nie zawiązałem do porządku i już czułem ich przerost. W ten sposób dowiedziałem się, że przez pół liceum i całe studia nosiłem za duże buty... No żal... Mama mnie uczyła, żeby kupować większy rozmiar, bo noga rośnie. ale mi już wtedy nie rosła! Tego samego dnie później poszedłem kupić sobie buty na co dzień, by sprawdzić słuszność nowej teorii. I co?


43 jak w pysk strzelił. Zawsze to o jedną wekę mniej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz