niedziela, 20 lipca 2008

różnie.

W życiu układa się różnie - raz lepiej, raz gorzej. Nie dość, że nic nie robie to muszę to robić sam. Prawdopodobnie to nasz przedostatni weekend razem i w głównej mierze spędzamy go osobno. Taką cenę należy płacić w dzisiejszych czasach za zaniedbania w ciągu roku. Bo wakacje do roku oczywiście się nie zaliczają, są jakby wyrwane w kalendarza. Teoretycznie jest to czas na leżenie i opalanie brzucha (jeśli ktoś tak umie) lub spalanie sobie pleców (mój ulubiony sposób wylegiwania się na słońcu). Tymczasem my musimy harować i jak na złość osobno. Hurra, jutro już mamy poniedziałek i smut odejdzie.
Na szczęście pozostaje mi w tych trudnych chwilach Internet (też mi pocieszenie...) i możliwość obserwowania poczynań innych, tych którzy też lubią fotografować. Oni może nawet więcej niż lubią, ale ja w każdym razie tylko lubię. Niby to oglądanie ma charakter edukacyjny, lecz nie zawsze przejawia się to w moich... dziełach. Miewam takie chwile, że najchętniej zrzuciłbym aparat z wysokości, żeby roztrzaskał się na kawałki. Leży bezczynnie i nawet pomysły na nowe zdjęcia mi odpływają. Innym razem mam taką ochotę wyjść porobić jakieś foty, takie o, bez przykładania się. Obgryzając kciuka skórę nerwowo przeglądam Allegro w poszukiwaniu nowego obiektywu (koniecznie z wbudowanym silnikiem). Potem nadarza się okazja wyjścia i popstrykania trochę to rzucam focha jak baba i odmawiam włączenia aparatu. Niestety sztuka ta się nie udaje, bo Ona ma ochotę i każe. Wtedy też tak było, ale powstała (moim zdaniem) najlepsza fotografia ever zrobiona przeze mnie. I tak jest ze wszystkim - trzeba walczyć. Nie kryjcie się dziewczyny! Dlaczego tak? Jestem bardzo z Niej zadowolony, ale wiadomo - kto nie idzie do przodu ten się cofa. Chciałbym, żeby ktoś jednak zdecydował się i dał zrobić sobie parę zdjęć. Wiem, że zawsze wtedy się stresuję, mówię sam do siebie i potrzebuję trochę czasu, żeby się wkręcić. Warto spróbować choćby dla tego jednego udanego zdjęcia, prawda? Piszę to, ponieważ gdy tak siądę i myślę to nie wiem do kogo mógłbym się bezpośrednio skierować. Pomóżcie, choć tak naprawdę wcale tego nie chcę...
A wczoraj bawiłem się w ojca. Odebrałem mojego kuzyna z wesela, na którym był jedynym dzieckiem i przeszkadzał swoim rodzicom w swobodnej zabawie. Najpierw wziąłem go do domu pokazać mu, jakby nie było pokaźną kolekcję resoraków. Jak wiadomo każde dziecko to uwielbia. Dawid jest wielkim fanem motoryzacji, rozpoznaje każdą markę już podczas pierwszego spojrzenia. Chcą go jeszcze bardziej uradować włączyłem grę, która zainteresowała go najbardziej za wszystkiego. Ledwo co udało mi się do przekonać do wyjścia z domu. Lody wykazały swoją skuteczność, ale na miejscu okazało się, ze truskawkowych ("różowych") nie ma, więc Pani (chyba gdzieś ją wcześniej widzieliśmy) polała waniliowe truskawkowym sosem. Małemu ten pomysł bardzo się nie spodobał i musiałem sam dokończyć tego średnio dobrego loda. Miła Pani za to podała mu drugiego, który był pyszny i został po nim tylko waflowy kubeczek. Byliśmy razem może ze dwie godziny i nawet się nie zdenerwowałem, ale może to właśnie z powodu tak krótkiego czasu. I wcale się nie przygotowuje do ojcostwa, co to to nie!

1 komentarz:

  1. wiesz jak jest..

    mialam dwa swietne pomysly na zdjecia, ktorych nie chcialo mi sie zapisywac, bo wydawalo mi sie, ze zapamietam i w mozgu ostal sie ino jeden:|

    nie czas na dzieci.. co to, to nie.

    OdpowiedzUsuń