piątek, 25 lipca 2008

zartowniś.


Taki list dostałem ze spółdzielni. Bardzo interesujące. W te pędy się ubrałem i poszedłem do autora tego listu sprawę wyjaśnić, bo jak ktoś siedzący za biurkiem może mieć pojęcie, co dzieje się u mnie w domu. Jeśli wydaje sądy na podstawie zeznań podpitych roboli (o których mowa w poprzednim poście) to członkowie naszej spółdzielni muszą mieć się na baczności. Owszem, usunęli bez pytania sitka z baterii, co niekoniecznie było przyczyna "awarii". Nie raczyli nawet wsadzić ich z powrotem a woda pryska po całej łazience. I teraz szanowny pan Andrzej chce, żebym ja zapłacił za tą śmieszną usługę? No też tak myślę, że nie... Zapytałem go, więc o co mu chodzi a on na to, że "chciał mnie postraszyć". Kuźwa, straszyć w ten sposób to może sobie swoje wnuki, bo mnie to średnio bawi. Założę się, że połowa pieniędzy pobierany za usługi tych miłych panów w podobny straszny sposób, ale widocznie lokatorom to pasuje. Ja w każdym razie na takie swawole nie pozwalam. Wkrótce zaproszę panów ponownie i zobaczę co uradzą.

Napój z Lidla. Butelka już opróżniona, lecz nie do końca bezproblemowo. Kiedyś podobny napój sprzedawany był pod inną nazwą i zakładam, że również kto inny go produkował. Wtedy był słodki i dało się go z przyjemnością spożywać. Tymczasem Siti jest gorzki od samego początku, nie tyle co na dnie... Hmm, jednak i tak lepszy od wody mineralnej,

I muszę jeździć na biletach komunikacji miejskiej bez zniżki. Super impreza - dojazd i powrót z Tarnowskich Gór kosztuje mnie 6 złotych. A to już jedno piwo mnie. Zatrważające...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz