piątek, 1 sierpnia 2008

chcesz loda. masz loda.


Tak, tak, to te słynne lody w cenie 1,99 zł za (jak ja to mówię) kilo. De facto jest to 1000 ml, ale jeśli wsadzi się je do zrywki razem z cypsami i innymi słodkościami to będzie ten kilogram. Z resztą liczy się smak. Na pudle (,bo to w końcu kilo) napisano, że są o smaku… a nie – na pudle napisano tylko, że obrazek przedstawia propozycję podania. Cokolwiek to znaczy. W każdym razie gdzieś wspomniano o czekodalodowo-waniliowości tegoż deseru. Smakuje co najmniej jak orzechowy. Gdy budowali Lidla, bądź tuż po jego otwarciu, zarzekałem się, iż nie będę odwiedzał tego miejsca w celu zakupu dóbr konsumpcyjnych ani żadnych innych celach. Wychodzi teraz, że jestem niekonsekwentny. Trudno… Te dwa złote (niecałe i to za kilo) warto wydać. I lokalizacja sprzyjająca. Tylko zmuszają do oddzielania zakupów jakimiś durnymi deseczkami. Sama niech se kładzie to świństwo. Mi raz skasowała z jakąś dziołchą…

Ja tam się do sprzątania nie garnę, ale z powodu nadmiaru (niestety) czasu wolnego wziąłem się za czyszczenie roweru, na którym przyklejone błoto ważyło już circa kilo. Stałem się zbyt gorliwym wyznawcą zasady, że póki da się jechać to czyścić nie trzeba. Podczas podróżowania po deszczu i jakiejś błotnej glinie poprzyklejało się pełno dziadostwa, tu i ówdzie. Opony nabrały dwukolorowego oblicza a błoto wespół z trawami zadomowiło się na dobre w kasecie, nawet śrubokręt rady wykurzyć ich nie dał. Na początek poszła w ruch benzyna (z lepszych tańszych czasów) i rękaw ze starej piżamy, który zastosowanie ma wielofunkcyjne. Później wróciłem na to czwarte piętro po wiadro, żeby je ubrudzić. To znaczy ubrudzić jak się okazało miałem później. Najpierw nalałem wody z mydłem i zniosłem z powrotem, żeby brudasa nią potraktować. Cały ranek myślałem, jak miło i dokładnie będę sobie rowerek czyścił a rzeczywistość znów okazała się inna. Z jednej strony zostały mazy, resztki brudu, dolomitowe błoto na szprychach – tragedia. Tak wyglądają moje przygody z wodą i szmatą. Nie nadaje się na męża-sprzątacza. Rower umyty nie może długo stać, więc wziąłem go na przejażdżkę. Myślałem, że dam radę na czterdziestkę, ale w Stolarzowicach się rozmyśliłem i pojechałem do centrum przez Miechowice. Naprawdę najkrótsza droga. Co z tego, że jadąc ulicą Moniuszki byłem 57 metrów od Justyny skoro i tak Jej nie odwiedziłem. To się dopiero nazywa spocone czoło. Dziś przynajmniej nikomu faka nie musiałem pokazywać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz