sobota, 30 sierpnia 2008

ile luudzi...

Droga do Dolomitów Sportowej Doliny jest bardzo wyboista i co rusz stawia przed nami jakieś pułapki. Justyna dala się złapać i przywaliła z całej sił w betonową płytę (taką, z której buduje się bloki) skacząc zarazem metr do przodu, porządkując w międzyczasie zawartość swojej torebki. Istniało podejrzenie złamania palca, potem paznokcia, ale w rezultacie jedyną wadą był wiek lakieru. Szliśmy tam na wielką fiestę. Bytomska scena hiphopowa i duużo rowerów.

Moim głównym celem było obejrzenie finałów zawodów slopestyle'owych, ale chyba odbyły się przed naszym przybyciem. Musieliśmy się zadowolić trialem za którym szczególnie nie przepadam, ale rywalizacja wśród zawodników budziła emocje u publiki.


Był również Chrystus (nie, to nie Kryszak), tym razem nosił bardzo dziwną fryzurę. Z kolei jego (prawdopodobnie) małżonka przyodziana była w bluzkę z najnowszej kolekcji Cavalli'ego - w cętki, czy coś... Niestety unikają rozgłosu i skutecznie ukrywają swoje twarze przed obiektywem.

Dla tych, którzy nigdy nie mieli okazji zobaczyć sarny w naturze również coś przygotowano. Za siatką, bo baranów było pełno na wolności...

A o raperach? Cóż, nie było jakiejś wielkiej tragedii, ale jak ktoś przed występem przez pięć minut woła do ludzi "Chodźcie, kurwa pod scenę! No chodźcie wszyscy tutaj! Zostawicie te rowerki, kurwa" to się odechciewa go słuchać, przynajmniej mi. Do tego korzystał z bitów (tak się to nazywa) Dr. Dre... Niekorzystnie dla nich korzystał. Nasuwa się refleksja, czy to wszystko z czystą krwią. Ech, piwo za 6 złotych (tyle, co w Jazzie), gałka loda za 1,50 zł a kibla brak - pewnie z powodu imprezy weselnej, która akurat miała miejsce. Ale skoro nie było nic ciekawszego do roboty... O 21 ma się pojawić Borixon i gdybym wiedział, że zaśpiewa Kręć mi dupą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz