środa, 12 listopada 2008

przekręt.

Chciałem raz na zawsze wyjaśnić sprawę z tą rzutka, którą, jak niektórzy uważają, przyniosłem swego czasu do szkoły, znaczy gimnazjum. Streszczę dokładnie, jak to było. Miałem w domu tarczę z trzema rzutkami, ale mi się znudziła i ją wyrzuciłem, lotki zostawiłem, bo przecież szkoda, nie? Wychodząc do szkoły wziąłem jedną ze sobą i zanim do niej (szkoły) dotarłem rzuciłem nieszczęsną lotką w szyld sklepu meblowego. Wbiła się ładnie i została na swoim miejscu a ja ze świadkiem tego zdarzenia udałem się do szkoły. Podczas jednej z przerw między lekcjami pochwaliłem się innemu koledze, że ta właśnie rzutka wbita jest w szyld i jeśli ma ochotę to bez problemów może wejść w jej posiadanie, wystarczy, że ją sobie stamtąd ściągnie. Nie pamiętam teraz, czy poszedłem z nim, czy zrobił to w pojedynkę. Niemniej lotka znalazła się na terenie szkoły. W czasie jednej z lekcji, tzw. zastępstwa, pod nieobecność pani nauczycielki, kolega będący nowym właścicielem lotki skierował jej lot w stronę skroni innego kolegi. Ten z kolei nie omieszkał zgłosić tego faktu pani dyrektor, czego skutkiem było wezwanie mnie "na dywanik" w charakterze głównego podejrzanego. Przedstawiłem wtedy tą samą wersję i zostałem oczyszczony z zarzutów. To jest moje oficjalne stanowisko i polecam się go trzymać podczas tworzenia swojej opinii o mnie jako przestępcy.

1 komentarz: