poniedziałek, 30 marca 2009

swąd. swędzenie.

Jak mi wiadomo, mnoga liczba dzieci staje się ofiarą tego pasożyta, zwanego owsikiem. Dlatego też nie mam oporów by otwarcie oświadczyć, iż również byłem ofiarą tego obleńca. Co prawda osobiście tego nie pamiętam, jak większości istotnych wydarzeń z dzieciństwa, ale mama mówiła, że byłem. Jeden z fragmentów książki Kato-tata. Nie-pamiętnik, mojego prezentu walentynkowego, opisuje fakt wychodzenia robali na zewnątrz organizmu. I jeszcze dzieci same musiały sobie z nimi radzić. Może i dobrze, że ja nie pamiętam tej części swojego żywota. Natomiast obecnie mam bardzo podobne odczucie. Swędzi mnie niemiłosiernie kość ogonowa, zazwyczaj wtedy, gdy zakładam świeżą bieliznę. Wiem, że owsik może osiągać rozmiary do 1 centymetra (zależnie od płci), co może świadczyć o tym, że do proszku od czasu do czasu dosypywane są owsiki, gdyż ich średnia wielkość może być zbliżona do granulek środka piorącego. Większość z nich zapewne umiera podczas procesu wirowania prania, ale niektóre mogą być wyjątkowo silne i osiedlają się na odzieży. Następnie wraz z nią trafiają na nasze kości ogonowe, traktując je jak doliny, chroniące ich przed wiatrami z każdej strony. Zawirowanie powietrza zmuszają je do wgryzania się w skórę, by za wszelką cenę nie dać się zdmuchnąć. Nie znam skutecznego rozwiązania, ale na pewno nie jest nim zwiększenie częstotliwości wiatrów. Na pewno nie. Jeśli masz podobny problem, podziel się nim. Być może razem damy sobie z nim radę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz