piątek, 10 kwietnia 2009

hoot!

To było niezłe. Rozpędziłem się do 58 km/h na zakręcie i zacząłem wyprzedzać Konia. Problem w tym, że zakręt zaczął się niebezpiecznie zacieśniać i hamowanie na piasku niewiele pomogło. Odpuściłem hamulce i z ogromnym impetem uderzyłem tylnym kołem w dwudziestocentymetrowy krawężnik. W ten czas obrażeń fizycznych nie doznałem, jedynie pęcherz się zrodził po 60 minutowym pchaniu roweru do domu. Przynajmniej było do kogo gębę otworzyć. W nagrodę wygraliśmy w piłkę, z liczniejszym składem.



Umyje mi ktoś auto?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz