niedziela, 24 maja 2009

Teraz już mogę zdradzić, jak było naprawdę. Na którymś tam semestrze studiów licencjackich mieliśmy przedmiot, który hucznie zwał się psychologią ekonomiczną. Z ekonomią miał związku tyle, co telefon z hulajnogą, ale widocznie prowadząca uznała, że gdy będzie co pięć zdań używać słowa "konsument" to jakoś obleci. Poza tym wymagała od nas czytania w jej myślach, próbując otrzymać definicję wypowiedzianą dokładnie takimi słowami, jakie sobie pomyślała. Słynne "kompetencje to..." i pogrążający się Krystian alias 'Ja już idę, bo mam pociąg' Maz.....k, który pomimo wielu prób nie wstrzelił się w tok myślenia pani magister. Podstawą zaliczenia tego przedmiotu była prezentacja na jakiś temat, który Pani sobie zmyśliła na początku semestru. Były z tym niemiłosne perypetie, bo nie pojawiłem się na uczelni w terminie, na który wyznaczona była moja prezentacja, ale później ubłagałem o stworzeniem grupy dwuosobowej z Marcinem Mag...ą i opracowanie nowego tematu. Pamiętam, że obmyśliliśmy sobie jakieś ankiety, ale oczywiście nie chciało nam się ich rozdawać ludziom, więc spotkaliśmy się kiedyś w siedzibie samorządu studenckiego i sami je wypełniliśmy. Nadszedł sądny dzień. Marcin rozgadany, wesoło opowiadał o wynikach ankiety a zachwycona Pani magister posądziła mnie o nic nie robienie i wyręczanie się kolegą - tak jakbym w ogóle się nie udzielał a przecież połowa ankiety wypełniona była moimi długopisami. Już miałem wstać i powiedzieć, że wszystko zostało spreparowane tylko po to, żeby połechtać jej głupie ego, lecz nie mogłem wrobić kolegi. Tym oto sposobem musiałem poprawiać przedmiot i przebywać na uczelni do późnych godzin popołudniowych. Jak się można domyślić, zaliczenie miało podobną formułę: "zgadnij o czym myślę". Niestety nie pamiętam, czy udało mi się za pierwszym razem czy dopiero drugim, ale za to zapamiętałem coś śmiesznego. Pewna dziewczyna cierpiała katusze przede mną i nagle pada tzw. pytanie pomocnicze - "Jaki jest pani ulubiony filozof"? Nie wiem jak do tego doszło, ale padła odpowiedź ksiądz Józef Tischner. Jaki był poziom wiedzy tej dziewczyny na jego temat nie dowiemy się nigdy. Zawsze miej jakiegoś ulubionego filozofa, bo nie wiesz kiedy zostaniesz o niego zapytany - rada na przyszłość.

1 komentarz:

  1. dawno-tu-nie-pisałam24 maja 2009 22:29

    taaa, potwierdzam - podczas gdy Marcin M. osiągał maksymalną efektywność swej słowotocznej produkcji, Lukasz P. chował się za jego plecami. Postawa Autora przykuła uwagę Pani Psychologii Ekonomicznej z Torebką z Mysich C*pek znużeniem, tudzież rozleniwieniem. Ale i tak najlepsza była prezentacja Małżeństwa, a zwłaszcza ankiety wypełniane przez rodzinę Pani Żony;)

    E! Dawaj Lesia! Hi:)

    OdpowiedzUsuń