poniedziałek, 6 lipca 2009

last race.

To już chyba było ostatnie wesele z naszym udziałem w tym roku. Parę niedociągnięć się pojawiło, ale nie wpłynęły na ogólną wartość uroczystości. Na przykład podczas ceremonii ślubnej wszyscy byli tak zauroczeni Parą Młodą, że zapomnieli łożyć na kościół, proboszcz się obszedł ze smakiem. Na szczęście wóz był słuszny: 300C SRT-8. Można by szybko dojechać na noc poślubną. A my (ci z boku) ciągle piękni, młodzi i bogaci. Tańczyć nie umiemy/nie lubimy/nie tańczymy i mimo to ciągle jesteśmy szczęśliwi. Impreza pod znakiem "miała nas rozdzielić starość a nie twoje chlanie", czyli zdrowo. W końcu otoczenie zobowiązuje - Górnośląskie Centrum Rehabilitacji. Chyba jednak już nie tacy młodzi, bo odpadliśmy dosyć wcześnie. Nie jesteśmy tacy na ciepło odporni, pomimo szczupłych sylwetek. Jeszcze możemy siedzieć na jednym kreśle. Poprawiny to ubaw największy od lat x. Nieme filmy z czasów młodości wujostwa oraz naszego, jeszcze tego sprzed molestowania lalek i prania się nawzajem. Zero gbura.
Jeszcze mała zagadka. Dlaczego mam tak nisko spodnie:
a) bo się najadłem i mi bęben urósł,
b) bom szkapa i nie mają się na czym trzymać.

2 komentarze:

  1. Cieszymy się bardzo, że Ci się u nas podobało :)

    Mimo drobnych niedociągnięć jakże szczęśliwi i uroczy (...jak tamtego dnia w kościele ;P) Młodzi Państwo O. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. c) kolega podciagnoł pod suty

    OdpowiedzUsuń