wtorek, 14 lipca 2009

n-k.

Pamiętacie jeszcze Naszą-Klasę? Jak się dobrze poszuka to można znaleźć prawdziwe rarytasy. Wczoraj z nudów obejrzałem całkiem przyzwoite (miło się na nie patrzało) zdjęcia kolegi z "Moją" zrobione podczas jakiegoś wesela. Okej, w porządku. Obeszło się bez okrutnych opisów. Najpiękniejsze jest zawsze ukryte i tak oto pod jednym ze zdjęć znalazłem pewnego komentującego, którego galeria ową perełką była. Już nie chodzi o to, że jej głównym przedmiotem była dziewczyna o gabarytach małego sejfu, ale o tytuł albumu, który zdjęcia zawierał. "Moja kocia i ja". Zacząłem się zastanawiać nad genezą tegoż pięknego pseudonimu i wpadłem na dwie możliwości. Przezwisko to może pochodzić od słowa koc, czyli takiej płachty wykonanej z materiału, którą się przykrywamy gdy jest nam zimno lub leżymy na nim, gdy jest gorąco. W tym wypadku koc może zatem wskazywać na masochistyczne zapędy tego kogoś, kto zwie się "ja". Tak sobie to wyobrażam: on mówi "kocia, zimno mi", tymczasem ona zwala się na niego całym cielskiem i już zimno nie jest. Cóż z tego, że kości pogruchotane. Drugi semantyczny punkt widzenia określiłby "kocię" jako małego kotka a raczej kocicę, taką która lubi się łasić. Tak czy owak znów sprowadza się to sadystycznych pragnień. Wiem, że to co piszę może się wydawać chore, ale nad innymi możliwościami nie chce mi się zastanawiać. Bo i po co, skoro te w miarę szybko wpadły mi do głowy. I tak wspaniałe "moja dupa na plaży" mojego autorstwa bije wszystkie opisy na łeb. Ha! Jak to mówią w amerykańskich filmach - "you sick fuck". Miłego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz