wtorek, 15 września 2009

make the girl dance.

Lucyna i Grzegorz to bardzo spokojne małżeństwo. Ostatni raz pokłócili się wybierając kolor szczebelków do pierwszego łóżeczka ich córy - teraz dwudziestoletniej - Sabiny. Ojciec z wykształcenia jest stolarzem/blacharzem a matka nigdy nie pracowała, choć uważa, że zajmowanie się domem to bardzo wymagające zajęcie. Głową rodziny jest Grzegorz i dzięki niemu mają co do gara wsadzić, bo to on pracuje w składnicy materiałów łatwopalnych i gumowych. Przez dziesięć godzin kluczy pomiędzy kupami zużytych rupieci i szuka sposobu na wyrwanie się z tego bagna... Sabinka w tym roku ukończyła liceum profilowane na kierunku kosmetologia, o specjalności tipsy. Ma ambicje, chce iść na studia, ale musi rok od nauki odpocząć i wziąć się za pracę by przez pierwszy semestr na uczelni mieć za co żyć. Chce studiować europeistykę. Ciągnie ją do świata. Rodzice wychowali ją na porządną dziewczynę. Nigdy nie wraca do domu po godzinie 22 a wszyscy jej znajomi i koleżanki są ściśle kontrolowani przez rodzicieli. Sabina kolegów nie ma, bo mama uważa, że jest jeszcze za młoda do żeniaczki a z takiego koleżeństwa to mogą tylko problemy być. Córka, żeby nie podpaść rodzicom w pełni się z tym zgadza i całe dnie spędza w swoim małym pokoju naprzeciwko kuchni. Pokój urządzony jest skromnie: jedna trzydrzwiowa szafa w połowie i tak zapełniona książkami, gdyż ubrań Sabina nie kolekcjonuje, tapczan z powycieranymi brzegami, gdzieniegdzie nawet gąbka przez szmatę przebija i biurko. Bez komputera, bo uzależnia. Sabcia (tak nazywają ją rodzice) wraz z Lucyną spędzają dnie na przeglądaniu ogłoszeń o pracę w lokalnych gazetach. Pierwszy tydzień poszukiwań spełzł na niczym i matka już nawet trochę się podłamała, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Grzegorz, co my z nią zrobimy jeśli ta praca się nie znajdzie? Przecież nie może tak siedzieć w domu całymi dniami, bo nam już całkiem skapcanieje. Może jakiś Twój kolega potrzebuje pracownicy? - zapytała strapiona żona.
- A dajże spokój. Tydzień minął dopiero. Na pewno coś się wkrótce znajdzie. Jeśli nie to wyśle się ją do babki, do Łazisk. Tam se odpocznie i nabierze sił. A i nam będzie lżej bez niej.
- Co Ty wygadujesz?! Ja córki na wieś nie pośle!
Grzegorz bardzo się zdziwił słysząc stanowisko żony, bo to przecież Lucyna właśnie ze wsi pochodzi i to jej matka na wsi mieszka. Nie wdawał się w dalsze dyskusje tylko posłusznie pomaszerował do pracy z nadzieją, że przez kolejne pachnące dziesięć godzin zdoła coś wymyślić. W tym czasie jego kobiety dalej przeglądały dziennik z nadzieją, że w końcu coś ciekawego znajdą. Istotnie, około godziny 12:40 udało się. Na trzeciej stronie widniało ogłoszenie, że poszukuje się telefonistki do dużej korporacji.
- Sabina, toż to praca w sam raz dla Ciebie! - wykrzyknęła mama. Masz taki aksamitny głos, na pewno klienci chętnie będą z Tobą rozmawiać.
Sabina jak zwykle niemrawa i przychylna z wymuszonym uśmiechem przytaknęła mamie i kazała dzwonić.
Nazajutrz Sabcia ubrana w swoje najelegantsze ciuchy maszerowała już na rozmowę wstępną. Dojazd miała kłopotliwy, bo z dwoma przesiadkami. Rodzice byli tym faktem trochę zaniepokojeni, ale z drugiej strony bardzo się cieszyli, że coś się ruszyło w sprawie. Sabina dała się poznać z dobrej strony i pracę dostała - miała się zjawić nazajutrz w stroju mniej eleganckim, gdyż taki nie jest wymagany i krępuje ruchy wybijając numer.
Nie napisała im esemesa z tą radosną informacją, bo rano ze zdenerwowania zostawiła a domu telefon. Poza tym rodzice pewnie i tak nie pozwoliliby jej go wziąć, obawiając się, że ją okradną w tramwaju. Sabina całą noc nie spała, tak była tą pracą podniecona. Czuła się bardzo doceniona. Wiedziała, że da sobie radę. Chciała udowodnić rodzicom, że potrafi sobie poradzić.
Pierwszy dzień w pracy obfitował w liczne problemy i niewiadome, lecz skromna dziewczyna zawsze w razie wątpliwości biegła do swojego przełożonego, który był dla niej bardzo wyrozumiały. Wyszli nawet razem na przerwę. Andrzej miał w ręce papierosa, którego sam sobie w domu przygotował. Poczęstował nim Sabinę, lecz ta skrzywiła się i grzecznie odmówiła.
- No weź. Zobaczysz, że lepiej ci się będzie pracowało, jak sobie zapalisz.
A ponieważ Sabcia była z godziny na godzinę coraz ambitniejsza skusiła się. Zaciągnęła się porządnie, choć nigdy wcześniej tego nie robiła. Zakasłała głośno a Andrzej zaśmiał się nikczemnie. Dziewczynie zakręciło się w głowie, wszystko zaczęło się dziwnie rozmazywać, jakby było za mgłą. Nim się spostrzegła była już w jakimś pokoju bez okien . Przestraszyła się prawie na śmierć. Zaczęła szarpać za klamkę, lecz drzwi były zamknięte z drugiej strony. Waliła w nie rękami z całej siły bezskutecznie. Usiadła na ziemi i zaczęła płakać. Wtem ktoś przekręcił klucz w zamku - w drzwiach stanął Andrzej z groźną miną. Wszedł do pokoju szybkim krokiem, nogą zatrzaskując za sobą drzwi. Silnym szarpnięciem podniósł za rękę Sabinę i przycisnął ją swoim ciałem do ściany. Jedną ręką zatkał jej usta a drugą zerwał z niej spódnicę...
Po zakończonej pracy Sabina wyszła przed budynek z rozmazanym makijażem, ciągnąc po ziemi torebkę. Nagle zauważyła przed sobą lśniącego Fiata 126p z zapalonymi reflektorami i jakiegoś mężczyznę opierającego się o maskę. Światła ją raziły, więc nie mogła rozpoznać twarzy. Gdy była coraz bliżej niego jej przerażenie rosło.
- Sabina, zaczekaj. Przyjechałem po ciebie!
- Tata?! - zapytała zdziwiona Sabina.
Podbiegła do niego i przytuliła z całych sił.
Przez całą drogę do domu milczeli. Dopiero gdy ojciec zaparkował przed blokiem samochód wyszeptała: zgwałcił mnie...

Taka historyjka mi się nasunęła, gdy wczoraj wychodząc z pracy zobaczyłem Malucha z szoferem.

1 komentarz:

  1. ogólnie rzecz biorąc, jeśli coś dziwnego stałoby się w Bytomiu, to powinieneś być pierwszym podejrzanym. Chociaż policjanci to.. no:)

    OdpowiedzUsuń